Gubernator miasta Erol Cakir poinformował, że porywacze postawili polityczne żądania. Agencje nie ujawniają warunków podyktowanych przez terrorystów. Jak podała telewizja CNN porywacze mogli uprowadzić nawet 75 osób, głównie Europejczyków, a także kilku Amerykanów. Wśród porwanych są zarówno goście, jak i pracownicy hotelu. Nie wiadomo czy są ranni. Wiadomo jednak, że część gości zdołała uciec wyjściem ewakuacyjnym na widok wbiegających do budynku terrorystów. - Usłyszałem dwa, trzy strzały więc wyszedłem z hotelu i udałem się do ogrodu, po 10 - 15 minutach ponownie usłyszałem pięć, może nawet sześć strzałów i opuściłem teren - relacjonował jeden ze świadków. Budynek hotelu otoczyły setki policjantów. Na miejsce zdarzenia przyjechało sześć karetek pogotowia. Rebelianci, którzy zaatakowali hotel, podają się za popleczników Muhammeda Tokcana - Turka czeczeńskiego pochodzenia, który pięć lat temu porwał rosyjski prom na Morzu Czarnym. Przetrzymywał wtedy na nim 200 zakładników. Wkrótce po tym aresztowano go. Jednak na mocy amnestii został zwolniony. Teraz przypuszcza się, że jednym z porywaczy jest właśnie Tokcan. Zakładnicy wciąż są przetrzymywani w hotelu, a proczeczeńscy rebelianci zażądali spotkania z tureckim ministrem spraw wewnętrznych, Saadettinem Tantanem. Jak donoszą tureckie media, atak na pięciogwiazdkowy hotel w europejskiej części Stambułu, jest reakcją na rosyjską interwencję militarną w Czeczenii. Przypomnijmy: w marcu bojownicy czeczeńscy porwali samolot z ponad 100 pasażerami na pokładzie i uprowadzili go do Arabii Saudyjskiej. Żądali zakończenia wojny w Czeczenii.