Wczoraj mieszkańcy Tunezji po raz drugi po arabskiej wiośnie poszli do urn. Tunezja jest krajem, który zdaniem ekspertów najlepiej poradził sobie z niepokojami po przejściu przez Bliski Wschód protestów, które obaliły wieloletnich dyktatorów.Ostateczne wyniki wyborów mają być znane jeszcze dzisiaj. Sondażowe rezultaty pokazują jednak, że świecka Nidaa Tounes zdobyła ponad 80 miejsc w 217-osobowym parlamencie. Rządząca krajem Ennahda zdobyła 67 miejsc.Lider prawdopodobnych zwycięzców i były premier Tunezji Beji Caid Essebsi podkreśla jednak, że jego partia czeka jeszcze na oficjalne wyniki. - Teraz, wszystko wskazuje na to, że wygraliśmy, ale o wynikach porozmawiamy, gdy zostaną one ogłoszone. Jesteśmy dumni, ale poczekajmy na ostateczne rezultaty - mówił Essebsi.Wiele wskazuje jednak na to, że zwycięzcy będą musieli stworzyć koalicję. Formowanie nowego rządu może zająć wiele tygodni, zwłaszcza, że w przyszłym miesiącu Tunezję czekają jeszcze wybory prezydenckie, co dodatkowo może opóźnić rozmowy koalicyjne.Tunezja to pierwszy spośród czterech krajów, w którym arabska wiosna obaliła wieloletniego dyktatora. Po upadku Ben Alego państwem rządzili islamiści z Ennahdy, ale w przeciwieństwie do Egiptu czy Libii, w kraju było stosunkowo spokojnie. Nadal jednak Tunezja ma problemy na granicach z Libią i Algierią, gdzie częściową kontrolę sprawują radykalne bojówki.Tunezyjskie władze będą też musiały się uporać z coraz gorzej radzącą sobie gospodarką. Po arabskiej wiośnie wzrosło bezrobocie, a do kraju przyjeżdża mniej turystów, co dodatkowo powoduje braki w państwowej kasie.