Wybór Marzukiego nie był niespodzianką, gdyż trzy partie koalicyjne, które zwyciężyły w październikowych wyborach, już dawno porozumiały się co do podziału najważniejszych stanowisk. Koalicja rządząca, w której skład weszły: islamistyczna Parta Odrodzenia (Hizb an-Nahda) oraz dwie partie lewicowe - Kongres na rzecz Republiki (CPR) i Demokratyczne Forum na rzecz Pracy i Wolności (Ettakatel), uzgodniła, że stanowisko prezydenta Tunezji otrzyma Marzuki, szefem rządu zostanie Hamadi Dżebali (Partia Odrodzenia), natomiast stanowisko przewodniczącego Zgromadzenia Konstytucyjnego przypadnie Mustafie Ben Dżafarowi (Ettakatel). W swoim pierwszym wystąpieniu przed członkami Zgromadzenia Narodowego prezydent podziękował za zaufanie oraz zapewnił, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby dochować wierności ideałom rewolucji. - To historyczna chwila, Tunezja w końcu ma prezydenta wybranego w demokratycznych wyborach przez przedstawicieli narodu - oświadczył tuż po głosowaniu kandydat na szefa rządu Hamadi Dżebali. Zapowiedział, że w najbliższych dniach zostaną przedstawieni członkowie rządu. Przed budynkiem parlamentu od tygodni protestowali przedstawiciele partii opozycyjnych oraz organizacji pozarządowych, domagając się transmitowania obrad Zgromadzenia przez telewizję publiczną oraz zagwarantowania podziału władzy w sposób uniemożliwiający jej koncentrację w rękach szefa rządu, czyli de facto w rękach islamistów. Opozycja obawia się, że zbytnia koncentracja władzy może otworzyć drzwi do kolejnej dyktatury. Jeden z członków Zgromadzenia z ramienia Partii Odrodzenia powiedział w rozmowie z PAP: "Przed nami wciąż jeszcze dyskusja dotycząca wyboru systemu politycznego, jaki będzie funkcjonował w Tunezji. Na razie wszystko wskazuje, że będzie to system mieszany - parlamentarny, ale z dużymi kompetencjami prezydenta".