Rewolucje, które w późniejszych miesiącach przetoczyły się przez inne kraje arabskie zmieniły w znacznym stopniu świat muzułmański, ale nie poprawiły jakości życia mieszkańców. Tunezyjska rewolucja, nazywana też jaśminową, rozpoczęła się jeszcze w połowie grudnia 2010 roku, kiedy to bezrobotny sprzedawca uliczny Mohamed Bouazizi podpalił się w proteście przeciwko biedzie i korupcji. Demonstracje, które wywołała jego śmierć, doprowadziły do ucieczki prezydenta Ben Alego, który rządził Tunezją przez 23 lata. - Czuję ulgę, bo nigdy nie myślałem, że nadejdzie taki dzień, gdy zobaczę Tunezję wolną, gdzie panuje wolność słowa i myśli. Pozbyliśmy się ogromnego balastu - tak kilka miesięcy temu mówił Polskiemu Radiu mieszkający w Tunisie Ayoub Ben Ali, na co dzień zajmujący się sprawami rozwojowymi. Mimo sukcesu rewolucji, sytuacja wielu Tunezyjczyków nie zmieniła się. Bezrobocie wśród młodzieży wciąż jest bardzo wysokie, a w kraju wciąż dochodzi do starć na tle religijnym, z udziałem m.in. radykalnych salafitów. Oparta na turystyce tunezyjska gospodarka wciąż nie może stanąć na nogi, bo po rewolucji do Tunezji przyjeżdża znacznie mniej zagranicznych gości. Ben Ali uciekł dwa lata temu do Arabii Saudyjskiej i mieszka z rodziną w mieście Dżudda. W czerwcu 2011 roku tunezyjski rząd zaocznie skazał go na 35 lat więzienia, ale władze Arabii Saudyjskiej odmówiły wydania Ben Alego. Po prezydencie Tunezji rewolucje odsunęły od władzy przywódców Egiptu Hosni Mubaraka, Libii Muammara Kadafiego i Jemenu Ali Abdullaha Saleha.