Mimo obowiązującej od godz. 20 godziny policyjnej kilkuset demonstrantów postanowiło pozostać przed siedzibą premiera Mohammeda Ghannusziego, przed którą przez całą niedzielę manifestowały tysiące ludzi. Ci, co pozostali, mają ze sobą śpiwory, namioty, a miejscowa ludność przynosi im kanapki i napoje. Wielu demonstrantów przybyło z prowincji o świcie w konwoju, który nazwali "karawaną wolności". "Nie opuścimy tego miejsca, dopóki rząd nie ustąpi" - powiedział student o imieniu Mizar z Sidi Bouzid (środkowy zachód Tunezji). - Zapewne pozwolimy im tu zostać, bo przyjechali z daleka i nie mają dokąd pójść. Ale nie pozwolimy im się przemieszczać - powiedział AFP obecny na miejscu oficer zastrzegając sobie anonimowość. W Tunisie wojsko chroni obiekty strategiczne i gmachy użyteczności publicznej, ale odgrywa raczej rolę sił pokojowych. Od czasu ucieczki z kraju prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego nie było doniesień o strzelaniu przez żołnierzy do nieuzbrojonych cywilów. Protestujący domagają się ustąpienia obecnego rządu, zarzucając mu, że jego liczni członkowie byli częścią obozu władzy przed obaleniem Ben Alego, który 14 stycznia uciekł do Arabii Saudyjskiej. Na czele rządu tymczasowego stanął dotychczasowy premier Ghannuszi, który próbuje złagodzić napięcie w kraju.