Godzina policyjna ma obowiązywać w mieście począwszy od piątkowego wieczoru, od godz. 19 do 5 czasu lokalnego. W piątek, podczas drugiego dnia demonstracji, siły bezpieczeństwa strzelały ostrzegawczo w powietrze, aby udaremnić atak demonstrantów na siedzibę lokalnych władz. - Wojsko stara się rozproszyć ludzi strzałami w powietrze i gazem łzawiącym - relacjonuje naoczny świadek Attia Athmouni. Inny uczestnik demonstracji poinformował, że wojsko zainterweniowało, kiedy tłum usiłował zaatakować budynek. Według relacji mieszkańców w związku z rozruchami zamknięto szkoły i sklepy, a nad miastem krąży helikopter służb bezpieczeństwa. Lider zwycięskiej Partii Odrodzenia Raszid Ghannuszi twierdzi, że zamieszki w Sindi Buzid są próbą destabilizacji kraju przez opozycyjne siły i wezwał w piątek do "odrzucenia przemocy". Do pierwszych zamieszek doszło w czwartek po tym, jak komisja wyborcza ogłosiła, że anulowała mandaty zdobyte przez partię jednego z najbogatszych tunezyjskich biznesmenów Heczmiego Haadmiego w sześciu okręgach, m.in. w Sidi Buzid, z powodu "naruszeń finansowych podczas kampanii wyborczej". Ugrupowaniu temu ostatecznie przypadnie 19 miejsc w liczącej 217 członków konstytuancie. Według świadków, demonstrujący podpalili ratusz i obrzucali kamieniami policjantów. Ponad 2 tys. młodych ludzi splądrowało też lokal wyborczy umiarkowanego ugrupowania islamistycznego Hizb an-Nahda (Partia Odrodzenia), które zwyciężyło w niedzielnym głosowaniu zdobywając 41,47 proc. głosów. Protesty w Sindi Buzid przykuwają uwagę, ponieważ właśnie tam po samopodpaleniu się ulicznego handlarza w grudniu 2010 roku rozpoczęła się arabska wiosna, która po Tunezji, gdzie obalono rządzącego od 23 lat prezydenta Zin el-Abidin Ben Alego, ogarnęła także inne kraje regionu.