Opcja pierwsza to porozumienie, a to oznacza, że Rosja musiałaby zaprzestać prób wewnętrznego zdestabilizowania swego sąsiada i zrezygnować z możliwości dokonania inwazji na Ukrainę. Wschód i Zachód zawarłyby swego rodzaju układ i Rosja milcząco zaakceptowałaby dążenie Ukrainy do ewentualnego członkostwa w UE, a władze w Kijowie i Zachód wyraźnie dałyby do zrozumienia, że nie będą się starać o wstąpienie Ukrainy do NATO."Zrozumiałe jest zaniepokojenie Moskwy możliwością" członkostwa Ukrainy w Sojuszu Północnoatlantyckim - podkreśla w środowym wydaniu waszyngtońskiego dziennika Brzeziński, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego za prezydentury Jimmy'ego Cartera (1977-1981). Kreml musiałby porzucić plany włączenia Ukrainy w skład swojej Unii Eurazjatyckiej, która jest "jawną przykrywką dla odtworzenia czegoś w rodzaju ZSRR czy carskiego imperium". Nie powinno to jednak wykluczać zawarcia przez oba Rosję i Ukrainę umowy handlowej. W scenariuszu przewidzianym w opcji drugiej Putin w dalszym ciągu finansuje "ledwie maskowaną zbrojną interwencję" na wschodzie Ukrainy. Takie postępowanie naturalnie pociągnęłoby za sobą reakcję Zachodu w postaci długotrwałych i prawdziwie dotkliwych sankcji za pogwałcenie suwerenności Ukrainy, co z kolei doprowadziłoby do powstania dwóch "chorych państw we wschodniej Europie: Ukrainy (...) i samej Rosji". W opcji trzeciej Putin decyduje się najechać zbrojnie Ukrainę, wykorzystując znaczną przewagę militarną swego kraju. Spowodowałoby to nie tylko reakcję Zachodu, ale również opór samych Ukraińców. Jeśli ten opór byłby długotrwały i silny, państwa członkowskie NATO znalazłyby się pod zwiększoną presją, aby w różnych formach wesprzeć mieszkańców zaatakowanego kraju, a to wiązałoby się z większymi kosztami dla agresora. Postępując w ten sposób, Rosja nie tylko trwale i wrogo nastawiłaby do siebie 40-milionowy naród ukraiński, ale także doprowadziłaby do swojej gospodarczej i politycznej izolacji, a Moskwa musi jeszcze liczyć się z rosnącym zagrożeniem wewnętrznymi niepokojami. "Oczywiście słusznym wyborem byłaby opcja przewidująca (dwustronne) porozumienie" - pisze Brzeziński. W takim wypadku kwestia zajętego przez Rosję Krymu na razie pozostałaby nierozwiązana i "służyłaby za przypomnienie, że szowinistyczny fanatyzm to nie jest najlepszy punkt wyjścia dla rozwiązywania skomplikowanych problemów". "Z tego właśnie powodu postępowanie Putina zagraża nie tylko Zachodowi, ale w ostatecznym rozrachunku także samej Rosji" - podkreśla politolog.