Liczbę rannych szacuje się na ponad dwa tysiące. Ratownicy zastrzegają, iż ostateczny bilans tragedii może okazać się o wiele wyższy - nadal nie udało się dotrzeć do ciał ludzi, którzy prawdopodobnie zginęli pod gruzami własnych domów. Według oficjalnych danych rządowych, wstrząsy - mające siłę ośmiu stopni w otwartej skali Richtera - bezpośrednio dotknęły 80 tysięcy ludzi i spowodowały całkowite zniszczenie niemal 17 tysięcy domów. Burmistrz około 100-tysięcznego Pisco poinformował, że w mieście runęło około 70 proc. budynków. Dodał, że w miejscowym kościele pod gruzami znalazło się około 200 osób, które uczestniczyły we mszy. W 24 godziny po trzęsieniu spod gruzów udało się uratować mężczyznę. - To niemal cud - mamy nadzieję, że uda nam się uratować innych ludzi - powiedział szef peruwiańskiej ochotniczej straży pożarnej Carlos Cordova Gomez. W mieście nadal brak prądu, nie działają telefony stacjonarne. Większość ofiar to najbiedniejsi mieszkańcy slumsów, którzy zginęli pod gruzami lepianek. W strefie kataklizmu szpitale i kostnice są przepełnione, co zmusiło ludzi do pozostawiania zmarłych na ulicach. W czwartek w strefie trzęsienia przebywał prezydent Peru Alan Garcia, zapowiadając znaczną pomoc rządu dla ofiar trzęsienia. Ocenia się, że środowe trzęsienie było jednym z największych od co najmniej stu lat tego typu kataklizmem w całym regionie. Epicentrum trzęsienia znajdowało się w odległości ok. 140 km od Limy, w pobliżu Pisco. Zanotowano również kilka silnych wstrząsów wtórnych; najsilniejsze przekraczały 6,3 stopnia w skali Richtera.