"Nasi dzielni ludzie muszą obrać za cel bazy wojskowe najeźdźczych sił i ich konwoje wojskowe" - głosi oświadczenie rozesłane mediom przez Zabihullaha Mudżahida, uważanego za rzecznika talibów. "(Afgańczycy) muszą ich (obywateli Zachodu), zabijać, napadać, brać do niewoli, żeby dać im nauczkę, by nigdy więcej nie odważyli się zbezcześcić świętego Koranu" - dodał. Czwartek jest trzecim dniem antyamerykańskich demonstracji w Afganistanie przeciwko spaleniu ksiąg Koranu. Kilkaset osób wykrzykiwało "Śmierć Ameryce!" na ulicach miasta Mehtarlam, stolicy prowincji Laghman, na wschód od Kabulu. Kilkuset studentów wyszło też na ulice w Dżalalabadzie. Prezydent Hamid Karzaj wezwał w środę do zachowania spokoju. Do tej pory w protestach zginęło co najmniej siedem osób. W nocy z poniedziałku na wtorek egzemplarze Koranu, skonfiskowane więźniom w bazie NATO w Bagram, ok. 60 km na północny wschód od Kabulu, zostały spalone, ponieważ przedstawiciele amerykańskiej administracji obawiali się, że za ich pośrednictwem osadzeni przekazują sobie wiadomości. Dowódca Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) w Afganistanie, amerykański generał John Allen nakazał w okólniku, by do 3 marca wszyscy żołnierze stacjonujący w Afganistanie zostali przeszkoleni w zakresie odpowiedniego obchodzenia się ze świętymi księgami takimi jak Koran. Allen przeprosił afgański naród za to, że "żołnierze z bazy Bagram w sposób nieodpowiedni pozbyli się dużej liczby materiałów religijnych, w tym ksiąg Koranu". Także amerykański minister obrony Leon Panetta wydał oświadczenie, w którym przeprosił za "nieodpowiednie traktowanie" świętej księgi islamu. Dziennikarz INTERIA.PL w Afganistanie. Czytaj zafganistanu.pl