Kanadyjscy dziennikarze mieli w poniedziałek możliwość wjechania do Fort McMurray. Jak relacjonowały media, w mieście ocalało od 85 do 90 proc. budynków. Naftowa stolica Alberty straciła ok. 2,4 tys. domów i innych budynków, ale strażacy uratowali przed ogniem ok. 25 tys. domów, budynków szkolnych, szpitalnych i innych, a także system wodociągów. Premier Alberty Rachel Notley podkreślała w poniedziałek podczas swojej wizyty w Fort McMurray, że miasto zostanie pieczołowicie odbudowane. Niebezpieczeństwo nie jest jeszcze całkowicie zażegnane. Jak podawały w poniedziałek media, pożary wciąż trwają i obejmują 204 tys. hektarów lasów, choć obecnie rozszerzają się wolniej. W akcji gaszenia pożarów uczestniczy ok. 700 strażaków, kolejnych 300 jest w drodze do Alberty. Eksperci podkreślają, że pożary lasów, zanim same wygasną, mogą potrwać wiele miesięcy. Albercie nie pomaga pogoda; chociaż w tym tygodniu jest nieco chłodniej, prognoza dla Fort McMurray mówi o temperaturze 10-18 stopni w ciągu dnia. Premier Kanady Justin Trudeau otrzymał oferty międzynarodowej pomocy z USA, Meksyku, Australii, Tajwanu, Izraela, Rosji i od Palestyńczyków. Dziękując za te propozycje Trudeau podkreślił, że nie ma potrzeby, aby z nich skorzystać. Od poniedziałku grupa ekspertów ocenia rozmiary szkód. We wtorek premier Alberty ma się spotkać w Edmonton z przedstawicielami sektora energetycznego. Zmalało wydobycie ropy naftowej W poniedziałek dziennik "The Globe and Mail" podawał, że specjaliści oceniają, iż wznowienie produkcji - o ile infrastruktura przesyłowa nie została uszkodzona - potrwa przynajmniej tydzień. Wydobycie ropy naftowej w Albercie zmalało w wyniku pożarów o 1 mln baryłek dziennie, czyli ok. 40 proc. dziennej produkcji z kanadyjskich piasków roponośnych. W poniedziałek dodatkowo wstrzymano wydobycie w Leismer, gdzie Statoil ASA produkuje codziennie ok. 20 tys. baryłek. Chociaż nie we wszystkich ośrodkach całkowicie zawieszono eksploatację złóż, to jest ona mniejsza także ze względu na ewakuację pracowników. Z drugiej strony, jak podaje dziennik, Royal Dutch Shell wznawia swoje operacje na północ od Fort McMurray (255 tys. baryłek dziennie), ponieważ poprawiła się tam pogoda, a co za tym idzie - jakość powietrza. Na razie - jak wskazują eksperci - mniejsze wydobycie ropy w Kanadzie nie przekłada się na ceny ropy ze względu na duże zapasy w USA (rekordowe 543 mln baryłek), ale w dłuższej perspektywie, o ile produkcja nie zostałaby wznowiona, część amerykańskich rafinerii może doświadczyć dużych problemów. Te z terenów Środkowego Zachodu przerabiają codziennie ok. 2 mln baryłek ropy pochodzącej przede wszystkim z Kanady. I jeśli zabraknie dostaw, będą musiały poszukać innych źródeł pozyskiwania surowca - podkreśla "The Globe and Mail". Agencja Reutera wskazuje, biorąc pod uwagę poranne notowania z wtorkowej sesji na giełdzie w Singapurze, że przerwy w kanadyjskiej produkcji mogą potrwać wiele tygodni ze względu na konieczność inspekcji rurociągów. Reuters cytuje opinie ekspertów, którzy uważają, że przy obecnym stanie rynku i pomimo dużych zapasów, ceny ropy mogą wzrosnąć do 50 USD za baryłkę z obecnych ok. 43 USD. Analitycy RBC Economics Research wskazują w swym raporcie, że szacowany wpływ pożarów w Albercie na kanadyjską gospodarkę może pochłonąć w maju 0,5 proc. PKB, jeśli wstrzymanie produkcji potrwa dwa tygodnie. Opinię tę cytuje dziennik "The National Post". Jak zapobiec takim tragediom w przyszłości? Agencja ratingowa Moody's z kolei ocenia, że pożary lasów w Albercie mogą wpłynąć na wyniki firm ubezpieczeniowych w drugim i trzecim kwartale br. Zachodnie prowincje borykają się z żywiołem co roku. Niemniej gdy zaczęły się obecne pożary lasów w Albercie, pojawiły się polityczne komentarze, iż to jeden z efektów ocieplania klimatu. Równolegle zaczęła się dyskusja nad możliwościami zapobiegania takim tragediom w przyszłości. Eksperci cytowani np. przez telewizję CBC zwracają uwagę na fakt, że typ rozwoju gospodarczego, w którym coraz więcej firm buduje ośrodki przemysłowe, jak np. wydobycia surowców na porośniętych lasami północnych obszarach Kanady, to jak proszenie się o nieszczęście. Pożary lasów wynikające z naturalnych przyczyn są rzeczą normalną, w ten sposób las się odnawia - podkreśla Brian Stocks, naukowiec, który pracował dla Canadian Forest Services jako specjalista od pożarów lasów i zajmował się m.in. wielkim pożarem w Slave Lake (Alberta) w 2011 roku. Stocks, który od dawna ostrzegał przed prowadzeniem zbyt intensywnej działalności firm na terenach leśnych, uważa, że społeczeństwo nie chce przysłuchiwać się radom ekspertów.