Całodobowy strajk zakończył się o godzinie 18. Największy chaos panował drugi dzień z rzędu na rzymskim lotnisku Fiumicino, gdzie pasażerowie godzinami koczowali w terminalach w oczekiwaniu na wiadomość, czy ich samolot odleci. Gigantyczne kolejki ustawiały się do punktów informacyjnych i kas biletowych. Wśród podróżujących, zmuszonych do wielogodzinnego "biwakowania" na włoskich lotniskach, rośnie irytacja z powodu kolejnej fali protestów. Uczestniczą w nich pracownicy z pięciu związków zawodowych, którzy nie akceptują porozumienia zawartego przez duże centrale z grupą włoskich inwestorów, ratujących Alitalię. Domagają się wznowienia rozmów na temat nowych kontraktów, na jakich mają być przyjęci do "nowej Alitalii". Włoscy przedsiębiorcy z Towarzystwa Lotniczego CAI odpowiadają zaś, że rokowania w sprawie powstania nowych linii w miejsce poprzednich zakończyły się 31 października. Wśród protestujących dominują piloci i stewardessy. Także w inny sposób dawali oni wyraz swemu niezadowoleniu. Niektórzy wybrali formę tzw. włoskiego strajku (nazywanego we Włoszech "białym"). Polegał on na skrupulatnym i bardzo długim wypełnianiu wszystkich obowiązków i procedur. I tak na przykład stewardessy wyjątkowo dokładnie sprawdzały wszystkie siedzenia pasażerów, zaglądając pod każde z nich. Ponieważ strajk załóg został ogłoszony bez uprzedzenia i z tego powodu uznany za "dziki", minister transportu nakazał jego uczestnikom powrót do pracy, grożąc karami finansowymi. Prokuratura w Rzymie wszczęła śledztwo w sprawie porzucenia przez załogi Alitalii pracy, która zgodnie z przepisami ma charakter służby publicznej.