Turcja - zgodnie ze słowami Trumpa - miała poinformować władze USA, że Ankara będzie przestrzegać trwałego zawieszenia broni w Syrii. Decyzja o zniesieniu sankcji na Turcję stanowi odpowiedź na tę deklarację. Zawieszenie broni prezydent USA uznał za "wielki przełom", wynegocjowany przez zespół, na którego czele stał wiceprezydent USA Mike Pence. "Zwróciłem się do ministra skarbu (finansów) o zniesienie wszystkich sankcji, wprowadzonych 14 października w odpowiedzi na ofensywę Turcji" - powiedział Trump w Białym Domu. "Sankcje zostaną zniesione, jeśli nie wydarzy się nic z czego nie będziemy zadowoleni" - zastrzegł. Przywódca USA ocenił również, że ocalone zostało "życie wielu, wielu Kurdów". "Niech ktoś inny walczy o tę ziemię" W Syrii - według zapowiedzi Trumpa - pozostaną jedynie nieliczne oddziały wojsk amerykańskich. "Zabezpieczyliśmy ropę i dlatego mała liczba żołnierzy USA pozostanie w regionie (...)" - powiedział. "Niech ktoś inny walczy o tę od dawna przesiąkniętą krwią ziemię" - oświadczył. Po raz kolejny prezydent USA skrytykował przeciągającą się amerykańska obecność wojskową w Syrii. "Mieliśmy być tam przez 30 dni. To było prawie 10 lat temu" - mówił. Portal CNN zauważa jednak, że amerykańskie władze nigdy nie informowały o tym, że operacja wojskowa w Syrii będzie trwała miesiąc. Z kolei pierwsze naloty sił powietrznych Stanów Zjednoczonych na terytorium Syrii rozpoczęły się w 2014 roku, a wojska USA rozpoczęły operację naziemną rok później. Trump podziękował Erdoganowi Trump ocenił także, że prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan "kocha swoje państwo" i podziękował mu za osiągnięcie porozumienia w kwestii Syrii. "W swojej głowie robi dobrą rzecz dla swojego państwa" - uznał. We wtorek w Soczi prezydenci Turcji i Rosji, Erdogan i Władimir Putin uzgodnili wycofanie się bojowników kurdyjskich z pasa o szerokości 30 km od granicy z Turcją w północno-wschodniej Syrii w ciągu 150 godzin. 9 października Turcja i sprzymierzeni z jej siłami syryjscy bojownicy rozpoczęli w północno-wschodniej Syrii zbrojną ofensywę o kryptonimie Źródło Pokoju, której deklarowanym celem było wyparcie kurdyjskich Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG) z przygranicznego pasa na środkowym odcinku granicy turecko-syryjskiej i utworzenie "strefy bezpieczeństwa" o szerokości 30 km, do której Ankara zamierza przesiedlić syryjskich uchodźców przebywających w Turcji. Władze w Ankarze uważają Kurdów z YPG za terrorystów z powodu ich powiązań ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Strona kurdyjska oskarża z kolei Turcję o zbrodnie wojenne podczas ofensywy. To na kurdyjskich bojownikach spoczywał w ostatnich latach główny ciężar walki przeciwko Państwu Islamskiemu (IS). Z Waszyngtonu Mateusz Obremski