Trump był głównym mówcą na obchodach Narodowego Dnia Pamięci Holokaustu zorganizowanych w sali pod rotundą Kongresu USA przez Muzeum Pamięci Holokaustu w Waszyngtonie. "Jako prezydent Stanów Zjednoczonych będę zawsze stał u boku narodu żydowskiego i zawsze wspierał naszego wielkiego przyjaciela i partnera, państwo Izrael" - zapowiedział prezydent. Wśród zgromadzonych pod rotundą Kongresu znajdowały się osoby, które przeżyły nazistowskie obozy koncentracyjne. "Izrael - dodał prezydent - jest wiecznym pomnikiem nieśmiertelnej siły narodu żydowskiego". Trump w swym wystąpieniu przestrzegł, że antysemityzm nadal istnieje we współczesnym świecie. Wśród przejawów tego "okropnego zła" wymienił antysemickie wybryki na terenie amerykańskich uczelni, pogróżki wobec żydowskich obywateli oraz terrorystyczne ataki tych, którzy "grożą całkowitym zniszczeniem państwa Izrael". Ta ostatnie zostało odczytane jako wyraźnie odniesienie do Iranu. Trump, którego córka Ivanka po ślubie z Jaredem Kushnerem, obecnie jednym z najbliższych doradców prezydenta, przeszła na judaizm i wychowuje swoje dzieci, wnuki prezydenta, w religii żydowskiej, podczas kampanii wyborczej i w pierwszych tygodniach sprawowania urzędu był obwiniany przez lewicę o przyczynienia do wzrostu liczby incydentów antysemickich. Jego administracja była ostro krytykowana za to, że w proklamacji wydanej z okazji Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu, Biały Dom ani słowem nie wspomniał ani o Żydach, ani o antysemityzmie. Rzecznik Białego Domu Sean Spicer wykazał się kompromitującym brakiem znajomości historii, kiedy podczas konferencji prasowej 11 kwietnia stwierdził że "Hitler nie stosował broni chemicznej" i nazwał obozy koncentracyjne "ośrodkami Holokaustu". Zdaniem mediów, wtorkowe wystąpienie Trumpa podczas obchodów Narodowego Dnia Pamięci Holokaustu było skuteczną próbą naprawienie tych błędów i wpadek. Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski