"Hillary Clinton musi trafić do więziennej celi" - powiedział Trump w czwartek wieczorem czasu lokalnego w San Jose, w Kalifornii. Miliarder nawiązał do sprawy używania w celach służbowych przez Hillary Clinton, gdy była szefową amerykańskiej dyplomacji, prywatnej skrzynki mejlowej i prywatnego serwera. Związany z tym skandal położył się cieniem na kampanię Clinton, która jest zdecydowaną faworytką w wyścigu o nominację Demokratów w tegorocznych wyborach prezydenckich w listopadzie. Z ogłoszonego pod koniec maja raportu inspektora generalnego Departamentu Stanu wynika, że wbrew zaleceniom obowiązującym rząd federalny, stojąc na czele resortu w latach 2009-13, Clinton do celów służbowych używała serwera clintonemail.com, umieszczonego w piwnicy jej nowojorskiego domu. Napisano też, że nigdy nie ubiegała się o zgodę na to ze strony służb odpowiedzialnych za cyberbezpieczeństwo amerykańskiej administracji. A gdyby się ubiegała, to nie dostałaby pozwolenia, ponieważ mejle na tym serwerze nie były odpowiednio zabezpieczone przed ingerencją z zewnątrz i byłoby to wbrew zasadom. Raport głosi ponadto, że kiedy dwóch informatyków niskiego szczebla pracujących w resorcie w 2010 roku próbowało zwrócić uwagę na niewłaściwy sposób, w jaki sekretarz stanu korzysta z prywatnej skrzynki, usłyszeli oni od zwierzchnika, by nigdy więcej już nie podnosili tej kwestii, i że prawnicy Departamentu Stanu zgodzili się na to. Jednak inspektor generalny nie znalazł żadnego dowodu, że taka zgoda rzeczywiście zapadła. Niezależnie od wewnętrznego audytu w Departamencie Stanu FBI prowadzi dochodzenie, czy używanie przez Clinton prywatnej skrzynki i serwera do celów służbowych naraziło na szwank tajemnice państwowe. Clinton przyznała w kampanii, że to, co robiła, było błędem i za niego przeprosiła, ale powiedziała, że nigdy nie wysłała ani nie otrzymała na prywatny adres mejli oznaczonych jako tajne lub poufne. Podkreślała też, że nie złamała prawa.