Steve Bannon odszedł z Białego Domu w sierpniu ubiegłego roku "za obopólną zgodą", po rozmowie z szefem kancelarii prezydenta Johnem Kelly'm. W ocenie mediów do odejścia Bannona przyczyniły się jego konflikty z córką prezydenta Ivanką Trump, jej mężem Jaredem Kushnerem, który jest bliskim doradcą prezydenta oraz z doradcą prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego H.R. McMasterem. Obecnie Bannon kieruje zespołem redakcyjnym ultraprawicowego portalu "Breitbart". Opublikowane w środę w dwutygodniku "New York", a w czwartek - przez brytyjskie wydanie miesięcznika GQ, fragmenty książki Michaela Wolffa "Ogień i gniew: wewnątrz Białego Domu Trumpa" ("Fire and Fury: Inside Trump White House") wywołały prawdziwą burzę w Waszyngtonie. "Całkowita fantazja" Sarah Sanders, rzeczniczka Białego Domu podczas konferencji prasowej w czwartek nazwała książkę Wolffa "całkowitą fantazją i zbiorem bulwarowych plotek". Cytowany obszernie w opublikowanych fragmentach książki Steve Bannon, b. doradca strategiczny Białego Domu i - jak zgodnie podkreślają politolodzy - główny autor zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich 2016 r., przedstawia 45-ego prezydenta USA jako "umysłowo niezdolnego" do panowania nad chaotyczną sytuacją w Białym Domu, ani nawet nad jego personelem. Bannon - nazywany przez lewicę "Rasputinem Białego Domu" - charakteryzuje córkę i doradczynię prezydenta, Ivankę Trump i jej męża Jareda Kushnera, których określa zbiorczym pseudonimem "Javanka", jako chorobliwie ambitnych i żądnych władzy. Wśród rewelacji pojawiających się w opublikowanych fragmentach książki Michaela Wolffa, współpracownika m.in. dziennika "USA Today" i magazynu "Hollywood Reporter", znajduje się wypowiedź Steve’a Bannona o spotkaniu syna obecnego prezydenta Donalda Trumpa Jr. i przedstawicieli kampanii wyborczej Trumpa w czerwcu 2016 roku z grupą Rosjan w nowojorskiej rezydencji byłego magnata rynku nieruchomości w Trump Tower na Manhattanie. Podczas spotkania rosyjska prawniczka Natalia Weselnicka, zaoferowała przedstawicielom sztabu wyborczego Trumpa, kompromitujące informacje o Hillary Clinton, kandydatce Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich w roku 2016. Zdaniem Bannona spotkanie to było "zdradzieckie" i "niepatriotyczne" (...) i "nie było takiej możliwości, by Donald Trump o tym spotkaniu nie wiedział ". Bannon uważa, że "zdradzieckie" spotkanie w Trump Tower było głównym powodem wszczęcia federalnego śledztwa w sprawie możliwej zmowy między sztabem wyborczym Trumpa a przedstawicielami Kremla. W opublikowanych fragmentach książki Bannon sugeruje także, że śledztwo prowadzone przez specjalnego prokuratora Roberta Muellera ws. ingerencji Rosji w amerykańskie wybory, koncentruje się na praniu pieniędzy przez otoczenie obecnego prezydenta. Prezydent Donald Trump ostro zareagował na wypowiedzi Steve'a Bannona przytoczone w książce Wolffa. "Steve Bannon nie ma nic wspólnego ze mną, ani z moją prezydenturą" - oświadczył. "Kiedy został zwolniony, stracił nie tylko pracę, ale także postradał zmysły" - podkreślił Trump w oświadczeniu wydanym w środę. Prezydent zagroził też wydawcom książki - nowojorskiemu wydawnictwu Henry Holt and co. wytoczenie procesu, jeśli "Ogień i gniew" ukaże się w druku. Żądają przeprosin Tego samego dnia osobisty adwokat prezydenta Charles Harder wystosował do Steve'a Bannona formalny list (tzw. cease and desist letter) domagając się w nim zaprzestania kłamliwych i zniesławiających prezydenta wypowiedzi. Zdaniem adwokata opublikowane wypowiedzi b. doradcy Białego Domu stanowią m.in. pogwałcenie klauzuli poufności, jaką Bannon podpisał, podejmując pracę w Białym Domu. W czwartek, adwokaci Donalda Trumpa, zatrudnieni przezeń osobiście, w formalnym liście do wydawców zażądali rezygnacji z publikacji książki i przeprosin pod adresem Donalda Trumpa. Niezrażeni pogróżkami prezydenta i jego osobistych adwokatów - wydawcy książki "Ogień i gniew" - zdecydowali się jednak skorzystać z bezpłatnej reklamy, jaką zapewnia obecna medialna wrzawa wokół książki i opublikować ją już w piątek (5 stycznia), a nie - jak początkowo planowali - dopiero w przyszły wtorek. Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski