Reklama

Trump gra z Niemcami? "Spoiwo wartości znika"

Prezydent USA Donald Trump w środę, tuż przed rozpoczęciem szczytu NATO, skrytykował kraje Paktu Północnoatlantyckiego za niewystarczające wydatki na obronność. Swoje uwagi skierował szczególnie pod adresem Niemiec, które - z powodu ścisłej współpracy energetycznej z Rosją - nazwał jej "zakładnikiem". W rozmowie z Interią profesor Uniwersytetu Warszawskiego Bohdan Szklarski ocenia wpływ wypowiedzi Donalda Trumpa na przyszłość Sojuszu.

- Niemcy to zakładnik Rosji. Pozbyli się elektrowni węglowych, elektrowni atomowych, biorą ogromne ilości ropy i gazu z Rosji. To coś, czemu trzeba się przyjrzeć, to coś bardzo nieodpowiedniego - mówił Trump w środę podczas spotkania z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem.

Trump myśli ekonomicznie

- W relacjach handlowych Stanów Zjednoczonych jest esencja Trumpowskiego widzenia świata poprzez wymierne mierzenie skutków tego, co robimy. Wychodzi z Trumpa nie polityk, ale biznesmen, który zajmuje się polityką i który nie rozumie tego, że "równowaga" w relacjach sojuszniczych polega na byciu razem i niepytaniu o szczegóły, rozliczaniu, wyliczaniu. Wartości się nie da wyliczyć - podkreśla w rozmowie z Interią prof. Bohdan Szklarski.

Reklama

Według eksperta, podniesiona przez Donalda Trumpa kwestia spowodowana jest "ekonomiczną fazą" myślenia o Sojuszu, w której obecnie ma znajdować się prezydent USA. Z tego powodu ma on pomijać istotę wspólnoty wartości.

- Spoiwem, które łączyło zawsze euroatlantyckie relacje, były wspólnota wartości i rozumienie, że dzięki temu, że Amerykanie rzeczywiście fizycznie płacą więcej za bezpieczeństwo europejskie i utrzymują tu swoich żołnierzy, daje im to prawo do żądania od sojuszników europejskich rzeczy, które niekoniecznie były w ich bieżącym interesie. W momencie, gdy zaczniemy to przeliczać - my tyle, wy tyle - to spoiwo wartości znika. Stąd się bierze problem państw europejskich i wiele pęknięć w Unii - tłumaczy prof. Szklarski.

Co z przyszłością Sojuszu?

Prof. Bohdan Szklarski, pytany o wpływ ostrej wypowiedzi Donalda na relacje w Europie, stwierdza, że jej skutki mogą być fatalne: - Takie postępowanie rozbija spójność Unii. Wycofanie się Stanów Zjednoczonych z pewnego zobowiązania do bycia razem powoduje, że w Europie może zacząć się myślenie indywidualne.

Postawa Trumpa ma być niekomfortowa także dla samych Niemiec. - Oni komfortowo czuli się w roli najsilniejszego sojusznika, a nie przywódcy. To wymagałoby od nich znalezienia nowej roli w Europie - ocenia ekspert.

Spotkanie z Angelą Merkel

Biały Dom poinformował w środę przed południem o planowanym spotkaniu prezydenta USA z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Kilka godzin później w kuluarach szczytu NATO doszło do rozmowy polityków.

- Mamy bardzo, bardzo dobre relacje z kanclerz. Mamy wspaniałe relacje z Niemcami - mówił później Trump reporterom.

Prof. Bohdan Szklarski, odpowiadając na pytanie o cel spotkania, podkreśla ogromną rolę niedawnego szczytu w Singapurze, który skupił na sobie uwagę światowych mediów: - Spotkanie z Kim Dzong Unem w Singapurze utwierdziło Donlada Trumpa w przekonaniu, że ważne sprawy załatwia się w bezpośredniej rozmowie, i że on sam jest świetnym negocjatorem. Skutek tego jest zupełnie nieznany i wątpliwy, ale wydarzenie pokazało go w roli męża stanu, który ratuje świat. Trump mówi o Angeli Merkel, bo on zdecydowanie widzi Unię jako projekt niemiecki czy niemiecko-francuski. Stąd rozmawia z tym, który jest głównorozdającym.

Podczas pierwszego dnia szczytu NATO w Brukseli Donald Trump spotkał się również z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem. Jeszcze przed spotkaniem Macron mówił, że nie zgadza się z opinią Trumpa na temat Niemiec.

Jak podają zagraniczne media, prezydenci mieli podczas rozmowy wyrazić chęć dalszej współpracy.

Liczne obawy

Brytyjskie media są wyraźnie zaniepokojone postawą Trumpa w Brukseli.

Brytyjski historyk Michael Burleigh w "The Times" zaznaczył, że "sojusznicy w ramach NATO obawiają się, iż zniechęcony prezydent zbliży się do Putina i osłabi powojenny porządek".

Komentator do najgorszych scenariuszy zalicza "ogólne narysowanie od nowa linii wyznaczających strefy wpływów". W jego ocenie mogłoby to doprowadzić do uznania aneksji Krymu przez Stany Zjednoczone czy rezygnacji państwa ze wspierania opozycji w Syrii wobec prezydenta Baszara el-Asada.

INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy