W przemówieniu w Filadelfii Trump przedstawił swój plan wzmocnienia sił zbrojnych. Przewiduje on położenie kresu redukcjom wydatków na zbrojenia dokonywanym od zakończenia zimnej wojny, a ostatnio za prezydentury Obamy. "Gdy tylko obejmę urząd prezydenta, przedstawię Kongresowi nowy budżet, aby odbudować naszą osłabioną armię" - powiedział kandydat Republikanów (GOP). Obiecał, że kiedy zostanie prezydentem, zwiększy liczebność wojsk lądowych do 540 tys. żołnierzy służby czynnej, zwiększy siłę piechoty morskiej (marines) do 36 batalionów, marynarki wojennej do 350 okrętów, a lotnictwa do "co najmniej" 1200 samolotów myśliwskich. Trump powiedział, że Obama osłabił armię USA w stopniu zagrażającym bezpieczeństwu kraju. Skrytykował go m.in. za zaniedbanie - jego zdaniem - odpowiedniej rozbudowy systemów obrony przeciwrakietowej. "Potrzebujemy pewnego rodzaju tarczy (przeciwrakietowej), bo chcemy chronić nasz kraj" - powiedział, nie proponując jednak żadnych konkretów w tym zakresie. Zapowiedział, że w ciągu 30 dni od objęcia władzy zwróci się do dowódców wojsk, aby opracowali plany skutecznej walki z Państwem Islamskim (IS) i jego zniszczenia. Podkreślał, że IS stanowi największe zagrożenie dla Ameryki. "Mam dla nich (islamistów z IS - PAP) proste przesłanie. Wasze dni są policzone. Nie powiem, kiedy to nastąpi" - oświadczył, dodając, że "chce być nieprzewidywalny". Hillary Clinton - kontynuował Trump - jest "nieustabilizowana" i dlatego nie nadaje się na zwierzchnika sił zbrojnych. Wypomniał jej, że popierała inwazję na Irak i interwencję NATO w Libii. Skutki tych operacji są negatywne dla USA, bo Irak i Libia, ogarnięte wojną domową po obaleniu poprzednich reżimów, stały się wylęgarnią islamskiego ekstremizmu. "Czasami wydaje się, że nie ma kraju na Bliskim Wschodzie, którego Hillary nie chciałaby zaatakować. Uwielbia pociągać za cyngiel i jest bardzo nieustabilizowana. Jest także lekkomyślna. Tak lekkomyślna, że swoje maile skierowała do swego prywatnego serwera, do którego nasi wrogowie mogli się łatwo włamać" - powiedział kandydat GOP. Przyrzekł, że jako prezydent zaostrzy przepisy o zabezpieczeniu amerykańskich systemów komputerowych przed atakami hakerów. Zapowiedział, że zwróci się do szefów połączonych sztabów, aby w ciągu 30 dni od inauguracji jego rządów przedstawili ocenę systemu obrony USA przed cyberatakami. Trump podkreślił też, że 95 generałów i admirałów w stanie spoczynku poparło jego kandydaturę do Białego Domu. Jest to raptem drobny ułamek ogólnej liczby ponad 4 tys. emerytowanych generałów i admirałów w USA. Większość z nich nie wypowiada się w sprawie kampanii prezydenckiej, ale wielu publicznie poparło Hillary Clinton. Jak komentuje się w Waszyngtonie, przemówienie Trumpa było skierowane głównie do republikańskiego establishmentu ekspertów w sprawach polityki obronnej i zagranicznej. Większość tego grona nie popiera go, a niektórzy wyrazili nawet poparcie dla Clinton, twierdząc, że Trump stanowi zagrożenie dla interesów bezpieczeństwa USA. Wielu ekspertów potępiło zwłaszcza zapowiedź, że za jego rządów USA nie przyjdą z pomocą zaatakowanym sojusznikom z NATO, jeśli nie wypełnią oni bliżej nieokreślonych - jak należało rozumieć: finansowych - "zobowiązań" wobec Ameryki. W przemówieniu w Filadelfii Trump ponownie skrytykował sojusznicze kraje z NATO, zarzucając im, że za mało wydają z budżetu na zbrojenia. Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski