Od ponad miesiąca na wyspie trwają strajki i demonstracje. Strajkujący robotnicy domagają się wyższych zarobków oraz obniżenia cen. Niewykwalifikowany robotnik na wyspie zarabia około 900 euro. Protestujący domagają się podniesienia pensji o co najmniej 200 euro. Strajki, które paraliżują życie na wyspie, przerodziły się w protesty uliczne. Protestujący wznoszą barykady. Często noszą broń. Sprawy zaczynają przybierać tragiczny wymiar: podczas wymiany ognia pomiędzy broniącymi improwizowanej barykady a policjantami, zginął 50-letni kierowca, który znalazł się w pobliżu zajść. Nie wiadomo, czy zabity był przy barykadzie przypadkowo - według AFP był aktywnym członkiem związków zawodowych. Protestujący uważają, że są ofiarami kolonialnej polityki Francji. - Gwadelupa jest kolonią, bo w żadnej innej części Francji nikt nie dopuściłby do tego, by napięcie rosło tak długo, zanim podjęte zostanie jakakolwiek działanie - mówił Domota we francuskim radiu. W Baye-Mahault - jak mówi mer tego miasta, Ary Chalus - piętnastoletni chłopcy walczą z policją. Według Malikha Boutiha, przywódcy socjalistów Gwadelupy, sprawa wygląda w bardzo oczywisty sposób: policja złożona prawie w stu procentach z "Bekes" (jak na Gwadelupie nazywa się "Białych" atakuje Czarnych. Według niego, protesty mają to samo podłoże, co zamieszki we Francji w 2005 roku, kiedy to młodzież z przedmieść francuskich miast ścierała się z policją, paliła samochody i demolowała sklepy i urzędy. - Tu nie ma betonowych blokowisk, tu są palmy, ale jest to samo "no future" - mówi Boutih. Prezydent Sarkozy planuje spotkanie z lokalnymi władzami Gwadelupy. Jak donosi agencja AP, najwięksi przedsiębiorcy sąsiedniej Martyniki, by uniknąć takiej eskalacji konfliktu, jak na Gwadelupie, zgodzili się na 20-procentowe obniżki podstawowych towarów w sklepach. Jak donosi agencja AFP, w rękach "Bekes" - mniej, niż 20-procentowej mniejszości na wyspie - pozostaje większość przedsiębiorstw. ZS