Chłopiec był synem pracownika parku. Lampart niespodziewanie dostał się do obszaru niezabezpieczonego i porwał dwuletnie dziecko. Chłopiec od razu po wypadku został zabrany do szpitala, ale nie udało się go uratować. W oświadczeniu, które wydał park, czytamy, że ataki lampartów są bardzo rzadkie, ale strażnicy postanowili zabić zwierzę, by nie stanowiło zagrożenia dla ludzi. Cały czas nie ustalono, dlaczego drapieżnik dostał się na teren, który był nieogrodzony. Jak mówi BBC rzecznik rezerwatu Ike Phaahla, te zwierzęta zwykle boją się ludzi. - W takich parkach czasami zwierzęta wchodzą w interakcję z turystami, co może spowodować, że pojedyncze okazy przyzwyczają się do ludzi i już się nie boją - mówi. Dodał też, że osoby pracujące w parku i odwiedzające go otrzymują możliwie jak najlepszą ochronę. Tym razem okazała się niewystarczająca. Arkadiusz Grochot