Tragedia na wyprawie harcerzy. Drzewo przygniotło matkę jednego z nich
Na jedną z turystek w rezerwacie Rancho San Antonio w Kalifornii spadło drzewo, zabijając ją. Kobieta wędrowała wraz z synem i kilkoma innymi harcerzami i ich opiekunami popularnym szlakiem.

Straż pożarna hrabstwa Santa Clara poinformowała, że otrzymała wezwanie pod numer alarmowy 911 o godz. 10:01.
Jeden ze świadków powiedział, że grupa składała się z trzech dorosłych i czterech chłopców z oddziału skautów z Sunnyvale. Wędrowali po tak zwanym szlaku PG&E. Jak dodał, on i pozostali uczestnicy wyprawy próbowali usunąć drzewo, które leżało na kobiecie.
- Po mojej stronie były trzy osoby, a po drugiej dwie. Próbowaliśmy podnieść kłodę, która jest na jej ciele, zobaczyć, czy moglibyśmy ją trochę podnieść, żeby mogła oddychać - powiedział, cytowany przez amerykańskie media.
Kalifornia: Śmierć matki harcerza
Świadkowie zdołali nieco unieść drzewo i podłożyć pod nie kamień tak, by kłoda nie dotykała ciała kobiety. Czekali na przyjazd służb.ZOBACZ: USA: Kurier oszukał przeznaczenie. Drzewo leciało prosto na niego.
Kapitan Matt Mokhtarian, rzecznik straży pożarnej, opisał, co stało się później. - Nasi strażacy przybyli na miejsce i udało im się wydobyć ranną kobietę spod drzewa. Reanimacja nie przyniosła skutku. Kobieta zmarła - powiedział.
Świadkiem całego zajścia był syn kobiety, licealista. On także próbował uwolnić kobietę spod powalonego drzewa, jednak było ono zbyt ciężkie.
Tragedia w USA. Drzewo zabiło kobietę
Turyści i świadkowie zeznali, że panowały wówczas niekorzystne warunki atmosferyczne. Było wietrznie i padał deszcz. - To po prostu niefortunny wypadek. Idziesz na wędrówkę w stosunkowo spokojny poranek i zdarza się coś takiego - powiedział główny strażnik Matt Anderson z MidPeninsula Regional Open Space District.
Władze poinformowały, że gleba pod drzewami w regionie jest nawilżona z powodu ulew z ostatnich dwóch miesięcy. Jak podkreślają, nie potrzeba dużo wiatru, żeby je obalić. Przypomniano o ostrożności podczas wędrówek.