Rodzice dzieci przyznali, że nie był to pierwszy raz, gdy dzieci zostawały same w domu. 35-letnia Swietłana i 41-letni Stanisław pracowali w polu przy zbiorach ziemniaków ok. 30 kilometrów od rodzinnej miejscowości. Para wyszła z domu ok. godz. 4:30, o 10 ostatni raz rozmawiali z dziećmi przez telefon. Potem rodzeństwo przestało odbierać. Agencja informacyjna UNN przekazała, że małżeństwo wróciło do Mykilske późnym popołudniem. Po dzieciach nie było śladu. Poszukiwania na własną rękę nie przyniosły rezultatu i ostatecznie matka dzieci zdecydowała się zadzwonić na policję. Funkcjonariusze przyjechali na miejsce w towarzystwie psa tropiącego. Zwierzę zainteresowało się zabytkową skrzynią w domu, przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Okazało się, że w środku leżą ciała dzieci. Żadne z nich nie dawało oznak życia. Udział osób trzecich? "Dzieci prawdopodobnie same zatrzasnęły się w skrzyni. Zatrzask powoduje to, że nie da się jej otworzyć od wewnątrz. Skrzynia była na tyle szczelna, że nie przepuszczała powietrza" - powiedział ojciec dzieci lokalnym mediom. Choć funkcjonariusze skłaniają się do tezy o nieszczęśliwym wypadku, to nie wykluczają udziału osób trzecich. Wskazują, że brane są pod uwagę wszelkie hipotezy, a śledztwo trwa. Służby zwróciły też uwagę, że rodzina była objęta opieką socjalną, a małżeństwo nadużywało alkoholu. "Opiekujcie się swoimi dziećmi, myślcie za nich, przewidujcie niebezpieczne sytuacje i ostrzegajcie przed niektórymi zabawami" - zaapelował Artem Kijwko, szef donieckiej policji.