Białoruskie Ministerstwo Informacji zwróciło się z wnioskiem do Najwyższego Sądu Gospodarczego o wstrzymanie wydawania dwóch opozycyjnych gazet: "Naszej Niwy" i "Narodnej Woli" - podała w środę oficjalna agencja BiełTA. Ministerstwo powołuje się na ustawę o mediach i jej punkt mówiący o skutkach udzielenia redakcji w ciągu roku co najmniej dwóch ostrzeżeń. W ostatnich tygodniach informowano o ostrzeżeniach z ministerstwa wobec obu gazet. "Nasza Niwa" otrzymała upomnienie za materiał o zamachu w metrze z 11 kwietnia, w którym opisała historię studentki, jakoby znajdującej się pod gruzami na stacji metra w chwili, gdy kwiaty tam składał prezydent Alaksandr Łukaszenka. Telewizja państwowa zdementowała informację, powołując się m.in. na rejestr przyjęć, według którego dziewczynę przywieziono do szpitala około 18.30. Informację o studentce przedstawiono w telewizji jako przykład fałszywych doniesień mediów opozycyjnych o zamachu. "Nasza Niwa" wskazała jednak potem, że niejasności wokół studentki pozostają, bo mimo zapisów ze szpitala dwa niezależne źródła twierdzą, że dziewczyna trafiła do niego późno. Redaktor naczelny "Naszej Niwy" Andrej Skurko powiedział w środę, że ministerstwo powołuje się też na ostrzeżenia udzielone za publikacje o filmie "Ojciec Chrzestny" (ros. Krestnyj Bat'ka) rosyjskiej telewizji NTV, w negatywnym świetle przedstawiającym prezydenta Łukaszenkę. "Wszystko zależy od dobrej woli Ministerstwa Informacji. Bywały sytuacje, kiedy gazety miały dwa czy trzy ostrzeżenia w ciągu roku, a jednak ich nie zamykano" - powiedział Skurko, cytowany przez Radio Swaboda. Przypomniał, że po wyborach prezydenckich w grudniu zeszłego roku w gazecie przeprowadzono rewizję i skonfiskowano jej sprzęt techniczny. "Narodnaja Wola" została ostrzeżona w ostatnich tygodniach z powodu rozpowszechnienia informacji, które według ministerstwa nie odpowiadają rzeczywistości i "szkodzą reputacji biznesowej Biełteleradiokompanii", czyli państwowego nadawcy. "Fakt rozpowszechnienia takich doniesień został ustalony 13 kwietnia 2011 roku przez Najwyższy Sąd Gospodarczy" - oznajmiło ministerstwo. Chodzi o publikację ze stycznia 2011 roku, zatytułowaną "Mówi i pokazuje +TV-Goebbels+", krytykującą pokazany w telewizji państwowej film publicystyczny o demonstracji opozycji w wieczór po wyborach prezydenckich 19 grudnia 2011 roku. Redaktor naczelny "Narodnej Woli" Josif Siaredzicz wyraził nadzieję, że mimo ostrzeżeń sprawa nie zakończy się zamknięciem gazety. Białoruskojęzyczna "Nasza Niwa" ukazuje się raz w tygodniu. Prócz artykułów na tematy polityczne i społeczne publikuje materiały z historii Białorusi. "Narodnaja Wola" większość materiałów publikuje po rosyjsku, ma wyższy nakład i skierowana jest do szerszej publiczności. Opozycja pod sąd Na Białorusi zasiadło w środę na ławie oskarżonych 11 uczestników protestów po wyborach prezydenckich, w tym były kandydat opozycji w wyborach Andrej Sannikau. Zapadł jeden wyrok: współpracownika Sannikaua, Źmiciera Bandarenkę, skazano na 2 lata więzienia. Wyrok na Bandarenkę zapadł w drugim dniu jego procesu. Koordynatorowi dowodzonej przez Sannikaua kampanii "Europejska Białoruś" postawiono łagodniejsze zarzuty niż samemu byłemu kandydatowi na prezydenta. Artykuł, z którego sądzono Bandarenkę przewiduje do 3 lat więzienia oraz kary grzywny lub ograniczenia wolności. Sannikau, z wykształcenia dyplomata i w latach 1995-1996 wiceminister spraw zagranicznych Białorusi, jest oskarżony o organizację masowych zamieszek, za co grozi do 15 lat więzienia. Jego sprawę połączono ze sprawami czterech młodych, szeregowych uczestników demonstracji. Właśnie jako masowe zamieszki białoruski wymiar sprawiedliwości określa demonstrację opozycji w wieczór po wyborach prezydenckich 19 grudnia. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi zgromadziło się wówczas w centrum Mińska, protestując przeciw oficjalnym wynikom wyborów dających ok. 80 proc. ubiegającemu się o czwartą kadencję prezydencką Alaksandrowi Łukaszence. Sannikau, składając zeznania przed sądem, wyjaśniał, dlaczego wraz z innymi kandydatami wezwał ludzi na zgromadzenie. Według jego słów na Białorusi istnieje już wieloletnia tradycja, by w dzień wyborów prezydenckich i parlamentarnych zbierać się na pokojową demonstrację. Tłumaczył, że celem było pokazanie, iż ogromna liczba ludzi chce uczciwych wyborów, a krajowi podczas wyborów potrzebne jest inne zachowanie władzy. Właśnie dlatego, jak relacjonował, kandydaci postanowili iść pod budynek rządu na Placu Niepodległości, by żądać rozmów z przedstawicielami władz. Opozycjoniści oczekiwali, że ci wyjdą do ludzi, uznając, że powstała sytuacja kryzysowa. Sannikau wyjaśnił, że kandydaci opozycji nie mieli zamiaru wchodzić do budynku rządu na Placu Niepodległości. Odnosząc się do artykułu o masowych zamieszkach, według którego zdarzeniom takim towarzyszą podpalenia, niszczenie, przemoc wobec osób i zbrojny opór przeciwko milicji, Sannikau mówił: "Uważam, że zdarzeń opisanych w tym artykule 19 grudnia nie było". Nazwał prowokacją tę część demonstracji, kiedy grupa ludzi zaczęła bić szyby w drzwiach wejściowych do budynku rządu. Wśród czterech sądzonych razem z nim uczestników demonstracji trzech przyznało się, że uderzyło lub kopnęło w drzwi do budynku, gdy szyby w nich były już wybite. Czwarty, student Fiodar Mirzajanau, wyjaśnił, że wyjął z ramy drzwi fragment szkła i odłożył go za drewniane osłony za drzwiami, by nie groził nikomu skaleczeniem. Opisał też moment, gdy pod budynkiem rządu pojawili się ludzie, którzy rozpoczęli bicie szyb - była to grupa, która rozdzieliła się i jedna część zaczęła bić szkło, a druga - filmować pierwszą kamerami wideo. Mirzajanau, student ekonomii i cybernetyki, oraz jego kolega, najmłodszy uczestnik powyborczych procesów, 19-letni Ilja Wasiljewicz, zeznali, że w areszcie wywierano na nich naciski, grożąc wysokim wyrokiem lub obiecując łagodniejsze traktowanie w razie zeznań obciążających opozycyjnych kandydatów. Nikt z zeznających na tym procesie nie widział, by demonstranci mieli w rękach broń i stawiali opór milicji; nie słyszeli też ze strony milicji wezwań do rozejścia się. Zgromadzenie miało charakter pokojowy, konstruktywny, ludzie cieszyli się, że mogą się razem zebrać - opisywał Mirzojanau demonstrację, rozbitą przez siły specjalne milicji. Dalsza część procesu odbędzie się w czwartek. Tego dnia kontynuowany będzie też proces odrębnej grupy pięciu uczestników demonstracji 19 grudnia. Z Mińska Anna Wróbel