Jak wynika z relacji ratowników podczas przeszukiwania gruzów zawalonej fabryki kobieta pomachała do nich ręką. Akcja ratunkowa została podjęta natychmiast. Wiesław Drosio z Jednostki Poszukiwawczo-Ratowniczej nr 15 w Warszawie przyznaje, że odnalezienie żywej osoby po tak długim czasie od wypadku to cud. Często grupy poszukiwawcze już po kilku dniach rezygnują z poszukiwań żywych osób. Przetrwanie ponad dwa tygodnie w ruinach budynku jest możliwe tylko jeśli ma się dostęp do wody. W tym przypadku prawdopodobnie tak było." Ratownik podkreśla, że akcja w Bangladeszu przebiega zbyt długo. Chociaż zawalił się tylko jeden budynek, nadal nie udało się przeszukać całego gruzowiska. Najprawdopodobniej miejscowi ratownicy nie dysponują specjalistycznym sprzętem. W takich sytuacjach szczególnie sprawdzają się specjalnie wyszkolone psy. Do katastrofy budowlanej doszło 24 kwietnia. Zawalił się budynek fabryki odzieżowej. W chwili katastrofy przebywało w nim około 3 tysięcy osób. Ratownicy dotąd wydobyli ponad tysiąc ciał. Wstępne ustalenia wskazują na samowolę budowlaną właściciela, który dobudował do istniejącej konstrukcji dodatkowe piętra, a na dachu zainstalował generatory prądu.