Polka przez ponad miesiąc była przetrzymywana w rękach sunnickich porywaczy z Brygad Salafickich Abu Bakra as Siddika. Twierdzi, że przeżyła tylko dlatego, że nie liczyła na pomoc polskiego rządu. - Piotr S. liczył, że polski rząd go odbije. I to go zgubiło - twierdzi Borcz. - Nie podjęto żadnych radykalnych kroków. A w sytuacji porwania każda minuta to igranie ze śmiercią. Każdy dzień zwłoki zbliża go do smutnego finału. Może choćby dojść do wypadku, scysji, może wreszcie zmienić się sytuacja polityczna. Im dłużej trwa niewola wreszcie osoba porwana traci potencjał sił by przetrwać. Zresztą po tak długim czasie porywaczom już przestaje zależeć, by ten człowiek żył - twierdzi Borcz. Według niej największym jednak błędem było pozostawienie negocjacji w gestii pakistańskich władz. - To rząd marionetkowy i przekupny. Zawierzenie im było błędem. Rozumiem dziś już tłumaczenia rządu, że "robił co może", bo po prostu niewiele mógł. My nie mamy w rządzie i naszych służbach nikogo, kto by potrafił z tymi ludźmi rozmawiać - mówi. Borcz dodaje, że w jej przypadku życie zawdzięcza też informacjom medialnym. Dziennikarze wciąż informowali o jej stanie i o jej uprowadzeniu. - Polski rząd zabronił mediom wtrącania się w sprawę porwania Polaka. W tej materii była całkowita cisza. Nikt się tą sprawą nie interesował. Do czasu, kiedy okazało się, że doszło do zbrodni. Jestem tym zbulwersowana i uważam, że ktoś z polskich władz powinien za to odpowiedzieć - dodaje Polka.