Jednak według prokuratora generalnego Rosji Władimira Ustinowa akt terrorystyczny jest nadal rozpatrywany jako jedna z przyczyn wczorajszych tragedii. - Bierzemy pod uwagę kilka wersji, m.in. akt terrorystyczny, a także czynniki ludzkie i techniczne - podkreślił Ustinow w wypowiedzi przytaczanej przez agencję ITAR-TASS. - Na dziś nie wykluczamy żadnej teorii - stwierdził zwierzchnik rosyjskiej prokuratury. Minionej nocy w odstępie kilku minut rozbiły się dwa samoloty rosyjskich linii lotniczych: Tu-134 i Tu-154. Na ich pokładach znajdowało się łącznie 89 osób. Nikt nie przeżył. Tu-134 należący do linii lotniczych Wołga-Awia, leciał z lotniska Domodiedowo w Moskwie na lotnisko Gumrak w Wołgogradzie. Druga maszyna Tu-154 również wystartowała z Domodiedowa, leciała do Soczi nad Morzem Czarnym. Pierwszy rozbił się w obwodzie tulskim, 200 km na południe od Moskwy. Drugi zniknął z radarów koło Rostowa nad Donem, na południu Rosji. Na pokładzie maszynie znajdowały się 46 osoby. Nad ranem odnaleziono szczątki samolotu. Pasażerami obu Tupolewów - jak podała agencja ITAR-TASS - byli wyłącznie Rosjanie. Początkowo nie wykluczano, że przyczyną obu wydarzeń były akty terroru. Część świadków katastrofy koło Tuły twierdziła, że poprzedziła ją eksplozja. Cytowani przez rosyjskie agencje przedstawiciele władz oraz moskiewskiego centrum kontroli lotów podawali, że między wydarzeniami różnica czasu nie przekroczyła 3 minut. Wcześniej informowano, że zaginiony koło Rostowa samolot wysłał sygnał porwania. Jednak zdementowano te informacje, to było wezwanie SOS. Po katastrofach, na wszystkich rosyjskich lotniskach wprowadzono nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Prezydent Władimir Putin nakazał służbom federalnym natychmiastowe przeprowadzenie dochodzenia w tej sprawie. W związku z katastrofami Władimir Putin przerwał urlop w kurorcie w Soczi (w Kraju Krasnodarskim) i wrócił do Moskwy.