"Gdyby to młodzi Izraelczycy byli u władzy, ich entuzjastyczna reakcja na inspirujące przemówienie Obamy byłaby dobrą wróżbą dla postępu w osiągnięciu dwupaństwowego rozwiązania. Ale nie są i mimo tak potrzebnego potwierdzenia oddania Obamy procesowi pokojowemu na razie nie zaoferował on jasnego planu, jak iść do przodu" - napisał w piątek "New York Times". W artykule redakcyjnym dziennik stawia pytanie, czy Obama podejmie ryzyko bycia "wiarygodnym negocjatorem" i będzie stymulował obie strony, by udało się zrealizować to, o czym mówił w czwartek, gdy podkreślał, że "pokój jest możliwy". "NYT" zastanawia się też, czy premier Izraela Benjamin Netanjahu oraz prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas dołożą wystarczająco wiele starań, by stało się to rzeczywistością. "To była uderzająca mieszanka" - ocenia dotychczasową wizytę Obamy w regionie "NYT". Za zamkniętymi drzwiami Obama pracował nad dwoma "trudnymi przeciwnikami" - Netanjahu i Abbasem - a w inspirującym przemówieniu do izraelskiej młodzieży, "ponad głowami obydwu polityków", szukał szerokiego poparcia dla swej wizji pokoju na Bliskim Wschodzie. Dziennik zwraca uwagę, że przemawiając do dwutysięcznego tłumu, prezydent Obama podkreślał, iż porozumienie pokojowe z Palestyńczykami "nie tylko jest moralnie sprawiedliwe, ale także leży w interesie Izraela". Apelował do młodych Izraelczyków, by spróbowali "spojrzeć na świat oczami Palestyńczyków", a kilka godzin wcześniej wzywał Palestyńczyków za Zachodnim Brzegu, by powrócili do stołu negocjacyjnego, nawet jeśli Izrael nie spełni warunku wstrzymania budowy żydowskich osiedli na terenach palestyńskich. Także "Washington Post" odnotowuje, że Obamę entuzjastycznie przyjęto w Izraelu. Podkreśla, że prezydent USA wzywał Izraelczyków do rozmów pokojowych, argumentując, że tylko trwały pokój zapewni im bezpieczeństwo, ale też apelował do Palestyńczyków, by porzucili warunki, jakie uniemożliwiły dotychczas wznowienie rozmów. Gazeta podkreśla, że Obama chce szybkiego postępu w bliskowschodnich rozmowach pokojowych; jego nowy sekretarz stanu John Kerry już w sobotę wraca z Jordanii do Izraela, by z Netanjahu oraz Abbasem rozmawiać o następnych krokach. Ale źródła w administracji zastrzegły, że nie ma jeszcze konkretnych planów, by ożywić przerwane cztery lata temu rozmowy. Zdaniem prof. Zbigniewa Brzezińskiego, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego za prezydentury Jimmy'ego Cartera (1977-1981), przemówienie, które Obama wygłosił w Jerozolimie, było "doskonałe". "To było gorące potwierdzenie naszego przywiązania do Izraela, które podobało się młodym ludziom. Jednakże oni będą kształtować politykę Izraela dopiero za 20 lat" - powiedział Brzeziński w piątek w programie "Morning Joe" telewizji MSNBC. Do tego czasu - dodał - Obama musi współpracować z obecnym rządem. Brzeziński wyraził nadzieję, że w prywatnych rozmowach z liderami Izraela Obama jasno powiedział im, że muszą brać pod uwagę interesy USA w regionie. Dodał, że jest to dobre dla Izraela, bo im silniejsze USA, tym Izrael jest bardziej bezpieczny. "Najważniejsze, by nie pozwolić na kolejną wojnę. Mam na myśli powtórkę Iraku w Iranie w przyszłym roku lub wcześniej" - powiedział Brzeziński. Przekonywał, że zarówno z moralnego, jak i geopolitycznego punktu widzenia USA muszą dalej wspierać Izrael. "Ale jasno trzeba im powiedzieć, że to my podejmujemy decyzje" - zaznaczył.