Uroczystość rozpoczęła się o godz. 10 czasu lokalnego (godz. 17 w Polsce) w kościele baptystów w Saint Louis (stan Missouri), na którego przedmieściach 9 sierpnia zginął tragicznie Brown. Jego śmierć wywołała trwające kilkanaście dni masowe protesty Afroamerykanów. Mogący pomieścić 2,5 tys. wiernych kościół oraz przygotowane na 2 tys. osób dodatkowe pomieszczenia szybko wypełniły się po brzegi. Jak relacjonują media, tłumy, którym nie udało się wejść do środka, w upale stały na zewnątrz. Nie ma informacji o zamieszkach. Ojciec zastrzelonego nastolatka zaapelował wcześniej, by na dzień pogrzebu wstrzymać protesty. W ceremonii pogrzebowej oprócz mieszkańców, przyjaciół i rodziny Browna uczestniczyły znane w środowisku afroamerykańskim osobistości, w tym pastor baptysta Al Sharpton, znany działacz na rzecz przestrzegania praw obywatelskich, który w 2009 roku przemawiał podczas nabożeństwa żałobnego w intencji Michaela Jacksona. Obecnych było też trzech przedstawicieli Białego Domu. Sam prezydent Barack Obama bardzo ostrożnie wypowiadał się dotychczas o śmierci Browna, zastrzegając, że należy czekać na wyniki śledztwa. Mimo apeli części środowisk afroamerykańskich ani Obama, ani Pierwsza Dama nie udali się do Ferguson, by zabrać głos przed protestującymi, którzy śmierć Browna odebrali jako przestępstwo na tle rasowym. Dwie trzecie spośród 21 tys. mieszkańców Ferguson stanowią czarnoskórzy. W mieście władzę sprawują niemal wyłącznie biali; tylko 6 proc. funkcjonariuszy policji to osoby czarnoskóre. 18-letni Brown był nieuzbrojony, gdy dwa tygodnie temu został zastrzelony przez 28-letniego policjanta Darrena Wilsona. Wyniki wstępnej autopsji wskazują, że otrzymał co najmniej sześć strzałów, w tym dwa w głowę. Jednak okoliczności zdarzenia pozostają niejasne. Policja twierdzi, że Brown uderzył policjanta i próbował odebrać mu broń, natomiast świadkowie utrzymują, że Wilson strzelał do Browna, mimo iż ten stał z rękami podniesionymi do góry. Brown nie był "aniołkiem", ale wywiady z rodziną i przyjaciółmi wskazują, że rokował nadzieje na udane życie - komentuje "New York Times". Urodził się w 1996 roku, jako pierwszy syn swych nastoletnich wówczas rodziców. Gdy się rozwiedli, pozostał z matką, ale utrzymywał regularne kontakty z ojcem. Chłopak popalał trawkę i sięgał po alkohol, ale nigdy nie był karany. Dzięki dodatkowym zajęciom pozaszkolnym udało mu się poprawić oceny i w terminie ukończyć szkołę. Po wakacjach miał zacząć naukę w technikum zawodowym. Od kilku miesięcy rapował, pisząc teksty refleksyjne i wulgarne jednocześnie. Przyjaciele wspominają go jako serdecznego kolegę, który nie wdawał się w bójki, bo był tak dużej postury, że inni nawet nie próbowali go zaczepiać. Policja ujawniła, że na krótko przed tragicznym zdarzeniem Brown ukradł w sklepie spożywczym paczkę papierosów. Przemysłowa kamera zarejestrowała, jak ze znaczną siłą odepchnął właściciela sklepu. Natychmiast po śmierci Browna w Ferguson rozpoczęły się trwające wiele dni protesty, głównie Afroamerykanów, które przerodziły się w starcia z policją. By tłumić zamieszki policja używała gazu łzawiącego i granatów hukowych; na ulicach pojawiły się pojazdy opancerzone i uzbrojeni w karabiny szturmowe policjanci, co - jak oceniają obserwatorzy - dodatkowo wzburzyło protestujących. Demonstrantów dodatkowo oburzał fakt, że policja przez tydzień nie ujawniała nazwiska funkcjonariusza, który zastrzelił Browna i któremu jak dotąd nie postawiono żadnych zarzutów. W ubiegłym tygodniu rozpoczęło się postępowanie dowodowe przed ławą przysięgłych, która najwcześniej za kilka tygodni ma zdecydować, czy wobec Wilsona zostanie wszczęty proces. Tylko trzech z 12 członków ławy to osoby czarnoskóre. Istnieją obawy, że w razie braku procesu w Ferguson może dojść do nowych rozruchów. Tymczasem w ostatni weekend w Saint Louis odbyły się demonstracje poparcia dla Wilsona. Ich organizator, grupa określająca się na Facebooku jako "Grupa wsparcia Darrena Wilsona", zebrała już ponad 400 tys. dolarów, które mają zostać przeznaczone na prawników i obronę policjanta. W internecie sprzedawane są w tym celu podkoszulki z napisem "Funkcjonariuszu Darrenie Wilsonie, jestem po twojej stronie". Media doniosły, że Wilson otrzymał pogróżki, że zostanie zamordowany.