Na przystani w porcie Santo Stefano, na półwyspie Argentario w Toskanii, przez cały dzień stała długa kolejka oczekujących na miejsce na statku, płynącym na wyspę Giglio. Trasę tę obsługują dwie firmy, które przyznały, że nigdy o tej porze roku nie było tam takich tłumów. Zazwyczaj w zimowe weekendy przybywa 10 razy mniej ludzi. Ruch statków w tym rejonie jest ograniczony w związku z wciąż prowadzoną operacją poszukiwania zaginionych i przygotowań do wypompowania paliwa ze zbiorników. Ludzie przyjeżdżają masowo, by odwiedzić i sfotografować miejsce katastrofy morskiej, o której mówi cały świat; przede wszystkim, by zobaczyć przewrócony wrak słynnego wycieczkowca. Niektórzy ludzie chcą wynająć łódź i podpłynąć jak najbliżej wraku oraz zobaczyć wszystkie miejsca z nią związane, głównie słynne skały, na które wpadł statek. Niektórzy przypływają na Giglio tylko na pół godziny jedynie po to, aby zrobić zdjęcia. To turystyka katastrof, odwiedzanie miejsc, gdzie doszło do tragedii - podsumowuje to zjawisko agencja Ansa. Bilans wypadku Concordii to 12 zabitych i 20 zaginionych.