Z kolei wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence zapewnił w środę wieczorem w wypowiedzi dla Fox News, że Waszyngton rozważa różne sposoby zareagowania na atak i że "możliwe są różne scenariusze, które są w zasięgu ręki". Pence przypomniał też, że w 2013 roku Rosja wzięła na siebie zobowiązania, jeśli chodzi o eliminację broni chemicznej w Syrii. - Powinna się zatem z nich wywiązać - zaznaczył. "Straszliwy afront dla ludzkości" Wcześniej w środę prezydent USA Donald Trump nazwał atak chemiczny na Chan Szajchun w Syrii "straszliwym afrontem dla ludzkości". Zapytany podczas spotkania z królem Jordanii Abdullahem, czy opracowuje nową politykę wobec Syrii, powiedział dziennikarzom: "zobaczycie". Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka we wtorkowym ataku z użyciem gazu trującego na Chan Szajchun zginęły 72 osoby, w tym 20 dzieci; 160 osób odniosło obrażenia. USA i inne kraje zachodnie oskarżają o atak chemiczny na Chan Szajchun siły syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada. Damaszek zaprzecza. Z kolei sprzymierzeni z Asadem Rosjanie twierdzą, że ofiary śmiertelne były rezultatem zaatakowania przez syryjskie lotnictwo składu broni rebeliantów, w którym produkowana była broń chemiczna. Wersję tę odrzuca Waszyngton jako niewiarygodną.