"Mimo obecności tak wielu przywódców światowych, nie było wątpliwości, kto był najpotężniejszy i najbardziej dominujący: prezydent Rosji Władimir Putin" - ocenia David Horovitz. Redaktor naczelny izraelskiego portalu The Times of Israel zauważa, że Putin przybył na ceremonię spóźniony i został osobno przedstawiony publiczności, a po swojej przemowie został odprowadzony na miejsce przez prezydenta Izraela Reuwena Riwlina. Nie bez powodu - jak zaznacza Horovitz - "prezydenci Polski, Litwy i Ukrainy obawiali się, że Putin wykorzysta okazję, by kosztem ich krajów przedstawić rosyjską narrację o II wojnie światowej i odpowiedzialności za Holokaust". Według dziennikarza, słowa Putina sprawiłyby, że gdyby przywódcy byli obecni na Światowym Forum Holokaustu, "kręciliby się niewygodnie i bezradnie na swoich miejscach". Mówiąc o ludobójczym celu "ostatecznego rozwiązania", konieczności pamiętania i pilnej potrzebie przeciwdziałania antysemityzmowi, prezydent Rosji podkreślił również, że "naziści mieli wspólników, którzy w okrucieństwie często prześcigali swych panów", a "fabryki śmierci i obozy koncentracyjne obsługiwali nie tylko naziści, ale i ich wspólnicy". Sprawa 25-letniej Izraelki skazanej w Rosji Horovitz odnotowuje też, że w ostatnich dniach media w Izraelu były pełne doniesień na temat Naamy Issachar, 25-letniej Izraelki skazanej w Rosji na siedem i pół roku więzienia za przemyt narkotyków, w sprawie której Izrael negocjuje z Putinem warunki uwolnienia. "Międzynarodowe zgromadzenie mające na celu uhonorowanie sześciu milionów ofiar Holokaustu, jakkolwiek nieprawdopodobnie może to brzmieć, zostało w dużej mierze przyćmione w większości mediów izraelskich w ciągu ostatniego tygodnia lub dwóch przez doniesienia na temat losu Issachar" - ubolewa redaktor naczelny portalu. "Putin jest nową wielką gwiazdą regionu" "To, że Putin jest nową wielką gwiazdą regionu - stojąc na środku sceny w Izraelu i pociągając za sznurki w Libanie, Syrii, Iranie i być może również w Gazie - zostało potwierdzone w czwartek w Yad Vashem" - konkluduje Horovitz. "Nagłówki o Holokauście były nieliczne" Również "Jerusalem Post" podkreśla w opublikowanym w czwartek wieczorem komentarzu, że "gazety, takie jak ta, oraz reporterzy w telewizji i radiu koncentrowali się na wszystkim tylko nie na Holokauście". "Nagłówki mówiły o Naamie Issachar (...). Mówiły o Putinie, próbującym pozostać na stanowisku po 2024 r. i o tym, jak będzie podkreślał zwycięstwo Armii Czerwonej przeciwko nazistom. Mówiły o Polsce, która postanowiła nie brać udziału w tym wydarzeniu. Mówiły o korkach w Jerozolimie i na trasie między lotniskiem Ben Guriona, a stolicą. Mówiły o prezydencie Francji Emmanuelu Macronie, krzyczącym na izraelskiego funkcjonariusza" - zauważa. "Nagłówki o Holokauście były nieliczne" - pisze "JP", dodając ironicznie: "Można tu łatwo znaleźć wymówkę: coś, co wydarzyło się 75 lat temu, nie jest niczym nowym". "Istniała nadzieja, że najważniejsze nagłówki izraelskich gazet weekendowych będą dotyczyły niemieckiego prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, który powiedział, że jego kraj nie wyciągnął nauki z Holokaustu z powodu rosnącego antysemityzmu, lub premiera Benjamina Netanjahu, twierdzącego, że naród żydowski musi brać groźby zgładzenia nas na poważnie, lub po prostu 'Nigdy więcej' lub 'Pamiętamy' w tabloidach" - czytamy w artykule. "Ale potem okazało się, że wiceprezydent USA Mike Pence wykorzystał tę podróż do czegoś innego, niż upamiętnienie Holokaustu. Zamierzał najwyraźniej ogłosić zbliżający się plan pokojowy administracji prezydenta USA Donalda Trumpa. Tak więc uwaga ponownie odwróciła się od Holokaustu" - podsumowuje dziennik.