Mężczyzna zmarł w wieku 92 lat. Fortuny nie dorobił się oczywiście ze skromnej pensji szkolnego stróża. Pasją Pana Ronalda była gra na giełdzie. Przez lata inwestował niewielkie środki, aż dorobił się pokaźnego dobytku. Według informacji "The Sun" w chwili śmierci mężczyzny jego majątek wyceniono na osiem milionów dolarów. Sporą część tej sumy przekazał w testamencie na rzecz lokalnego szpitala w Brattleboro (4,8 mln USD) i ulubionej biblioteki (1,2 mln USD). "Nikt nie powiedziałby, że był milionerem" - podkreśla Laurie Rowell, adwokat Ronalda Reada. Oszczędny do samego końca Mimo fortuny na koncie, mężczyzna żył skromnie. Jeździł używanym samochodem, a na obiady przyjeżdżał na stołówkę do szpitala w Brattleboro, gdzie jedzenie było smaczne i tanie. Samochód zostawiał poza strefą płatnego parkowania. Był cichy i oddany pracy. Służył w armii podczas II wojny światowej. Po jej zakończeniu zatrudnił się jako woźny. Eksperci, którzy zapoznali się z decyzjami inwestycyjnymi milionera byli pod wrażeniem. W ich ocenie, gdyby ukończył szkołę biznesową, mógłby z powodzeniem kierować największymi instytucjami finansowymi w USA.