W komentarzu redakcyjnym "Observera" - niedzielnego wydania liberalnego dziennika "The Guardian" - gazeta podkreśliła, że rosnące napięcie pomiędzy UE a Grupą Wyszehradzką jest "największym wyzwaniem (dla Wspólnoty) w 2018 r.", tym bardziej, że sytuacja "przybrała formę pełnej konfrontacji" po decyzji Brukseli o skierowaniu wobec Warszawy i Budapesztu sprawy do Trybunału Sprawiedliwości UE za uchodźców. "Observer" ocenił, że węgierski premier "z dumą okazuje pogardę dla liberalnej, integracjonistycznej agendy proponowanej przez francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona i przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claude'a Junckera" oraz powtarza nawoływania do obrony "chrześcijańskiej kultury" przeciwko "muzułmańskiej inwazji". Gazeta przyznała jednak, że Orban cieszy się w swoim kraju wysoką popularnością i jest bliski zwycięstwa w wiosennych wyborach parlamentarnych, skutecznie zwiększając znaczenie "środkowoeuropejskiego oporu wobec francusko-niemieckiej dominacji w UE". Perspektywa wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, przy chęci zrównoważenia wpływu Berlina i Paryża, "nakręciła reakcyjną eurosceptyczną dynamikę wśród mniejszych państw UE, które wcześniej mogły liczyć na poparcie Londynu dla swojego członkostwa" - napisano. Orban przeciw Merkel? "Observer" zaznaczył, że Orban zwrócił się nawet bezpośrednio przeciw niemieckiej kanclerz Angeli Merkel - której decyzję o przyjęciu syryjskich uchodźców w 2015 roku nazwał "moralnym imperializmem" - decydując się na udział w wyjazdowym posiedzeniu grupy parlamentarnej niemieckiego koalicyjnego ugrupowania CSU w Bawarii, gdzie promował "swoje destruktywne nacjonalistyczno-populistyczne i antyimigranckie poglądy". "Zachęcając konserwatywnych sojuszników Merkel do opozycji wobec jej podejścia, Orban może pomóc w pogrzebaniu jej ostatniej szansy na utworzenie rządu po stratach w wyborach parlamentarnych w 2017 r." - dodano, oceniając, że w takiej sytuacji "polityczny kolos zostałby rzucony na kolana przez relatywnie nieistotne postaci, długotrwale osłabiając Europę, w której umiarkowane, zdroworozsądkowe i centrowe poglądy polityczne ulegają erozji". Gazeta jednocześnie podkreśliła, że wśród sojuszników Orbana jest "prawie, ale nie do końca neofaszystowska koalicja, która wygrała pod koniec 2017 r. (wybory) w Austrii", a najbliższym partnerem stała się Polska pod rządami PiS, "którego rząd również znajduje się w sporze prawnym z Brukselą". Odnosząc się do słów, jakie padły na wspólnej środowej konferencji Mateusza Morawieckiego i Orbana w Budapeszcie, że 2018 będzie "rokiem wielkich starć", polityka migracyjna UE była "spektakularnym niepowodzeniem" i konieczne jest zbudowanie "sojuszu wolnych narodów", a nie "imperium", "Observer" zaznaczył, że były lider brytyjskiej antyunijnej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), Nigel Farage "byłby dumny" z takiej retoryki. Największe wyzwanie 2018 roku Zdaniem gazety prawdopodobnie największym wyzwaniem w 2018 r. będzie dyskusja o nowym siedmioletnim budżecie UE, który będzie obowiązywał od 2021 roku. Jak zaznaczono, pomysły powiązania wydatków z obowiązkiem utrzymywania rządów prawa mogłyby najbardziej uderzyć w Polskę i Węgry, które są największymi beneficjentami unijnych funduszy. Dodano, że oba rządy nie mogą też liczyć na wsparcie należącej do strefy euro Słowacji, która zapowiedziała, że jej lojalność wobec Wspólnoty przewyższa solidarność w ramach Grupy Wyszehradzkiej. "Biorąc pod uwagę nacjonalistyczne, antybrukselskie nastroje w wielu mniejszych państwach członkowskich, taka taktyka mogłaby jednak przynieść odwrotny skutek. Oczywistym ryzykiem jest to, że rozprawa dużych państw z rozłamowcami, przy jednoczesnym trudnym rozwiązaniu kwestii Brexitu, może doprowadzić do problemów ze spójnością UE na wschodnim i zachodnim froncie. Po raz kolejny marzenie o silnej, zjednoczonej Europie może się odsunąć" - napisano. Jednocześnie "Observer" opublikował także komentarz swojego byłego naczelnego, a obecnie dziekana Hertford College na Uniwersytecie Oksfordzkim, Willa Huttona, który wezwał, aby "strzec się demokracji nieliberalnej" w Polsce i na Węgrzech, stanowiącej "poważne zagrożenie dla UE". Chcą stworzyć "narodowe społeczności"? Komentator ocenił, że "globalny wzrost znaczenia konserwatywnego nacjonalizmu, który ma na celu stworzenie 'narodowych społeczności' - na których czele stoją niekwestionowani liderzy mający chronić specjalne wartości narodowe i bronić granic przed wirusem imigrantów i 'zagranicznych wpływów' - jest zagrożeniem naszych czasów". Jego zdaniem taki model jest "przepisem na wewnątrzkrajowe represje, kapitalizm oparty na kolesiostwie, olbrzymią korupcję, implozję rządów prawa, a także wzrost problemu rasizmu i konfliktów międzynarodowych", co skutkuje osłabieniem i niszczeniem wartości, które "napędzały powojenny liberalny porządek, który zbudował pokój, tolerancję i dobrobyt". Opisując ten fenomen, Hutton wymienia Polskę i Węgry w jednej linii z Rosją, Chinami, Turcją i Indiami, a także Stanami Zjednoczonymi pod rządami prezydenta Donalda Trumpa i "ekstremalnymi zwolennikami Brexitu w (brytyjskiej) Partii Konserwatywnej". Odnosząc się do rządów PiS w Polsce, dziennikarz ocenił, że doprowadziły one do "osłabienia Trybunału Konstytucyjnego, manipulowania przepisami wyborczymi (ang. gerrymandering) oraz partyjnego przejęcia państwowych mediów", tak samo jak na Węgrzech. "Również cel jest ten sam: zbudowanie nacjonalistycznej wspólnoty sprzeciwiającej się multikulturalizmowi i imigracji, utrzymującej chrześcijańskie wartości i wzmacniającej gospodarkę przez przyznawanie kontraktów ulubionym, zaufanym ludziom" - dodał. "Może tak być, ale poza strukturami UE" Zdaniem autora tekstu, "po 1989 r. Unia Europejska założyła, że jeśli uda się stworzyć demokratyczne instytucje we wschodniej Europie, rozwiną się później demokratyczne wartości - stąd akcesja Polski i Węgier w 2004 roku". "Bez masowej imigracji muzułmanów i kryzysu finansowego mogłoby się to udać, nawet jeśli zajęłoby całe pokolenia, zanim wygasłyby głęboko zakorzenione uprzedzenia - ale tak się nie stało" - napisał dziennikarz. Jak ocenił, "jeśli Węgry i Polska chcą budować nieliberalne demokracje, to muszą to robić poza strukturami UE i bez unijnych funduszy", a Wielka Brytania powinna również brać udział w obronie liberalnych wartości, choć - jak sądzi autor - "sama jest w objęciach antyoświeceniowej, populistycznej prawicy". Komentator z niezadowoleniem odnotował także, że w związku z negocjacjami ws. Brexitu premier Theresa May musi "zalecać się" do polskiego rządu i "nie może dołączyć do Francji i Niemiec w obronie najlepszych europejskich wartości, bo potrzebuje poparcia Warszawy". "Internacjonalistyczna, proeuropejska i sprzeciwiająca się rasizmowi Partia Pracy powinna znaleźć w sobie odwagę, aby zabrać głos i naciskać na to, że w takim momencie wyjście z Unii Europejskiej jest szaleństwem. Skończył się czas chodzenia na ustępstwa" - zakończył. W swoim wpisie na Twitterze zapowiadającym tekst w "Observerze" Hutton poszedł krok dalej, pisząc wręcz, że w Polsce i na Węgrzech istnieje "nowy neofaszyzm" i dodając, że Wielka Brytania "powinna go zwalczać wraz z resztą Unii Europejskiej", a zamiast tego "przymyka na to oczy". Z Londynu Jakub Krupa