Przypomnijmy, że obydwie wieże WTC runęły, w odstępie ok. 30 minut, dopiero godzinę po samobójczym ataku terrorystów. Zdaniem specjalistów to właśnie dowodzi ich wyjątkowej odporności. - Drapacze chmur nie są przygotowane na zderzenie z wielkimi samolotami pasażerskimi - uważa John Hooper, pierwszy inżynier firmy, która wykonywała ekspertyzę technologiczną projektu kompleksu WTC. Zdaniem Hoopera, gdyby samoloty uderzyły w inny wieżowiec, ten zapadłby się natychmiast, grzebiąc tysiące ludzie pod gruzami. W chwili zamachu w obydwu wieżach WTC przebywało ok. 20 tys. osób i zapewne tyle ofiar pochłonąłby wczorajszy zamach, gdyby zabrakło czasu na ewakuację. Większość drapaczy chmur ma wewnątrz konstrukcję przypominającą szkielet, przenoszącą ciężar budynku bezpośrednio na podłoże. Uszkodzenie tej struktury powoduje zwykle natychmiastowe zawalanie się budynku, tymczasem wieże WTC stały jeszcze ponad godzinę od uderzenia. - Atak na Twin Towers przypominał kontrolowane wysadzenie budynku - uważa Mike Taylor z Krajowego Stowarzyszenia Firm Rozbiórkowych w Doylestown w stanie Pennsylvania. - Ładunek wybuchowy podkłada się zwykle zwykle w kilku miejscach w górnej części budynku, aby upadające piętra, pozbawione nagle podparcia, uderzyły z ogromną siłą w dolną cześć budowli. Przypomina to kulę śniegu nabierającą prędkości. Zdaniem architektów, ten sam efekt "kuli śnieżnej" wykorzystali wczoraj terroryści i tylko wyjątkowo mocnej konstrukcji WTC zawdzięczamy to, że wieże nie rozpadły się natychmiast po ataku. O wytrzymałości konstrukcji WTC świadczy również fakt, że budynki nie przechyliły się w żadnym kierunku. - Gdyby przeszło 500-metrowa wieża runęła w bok, ofiar byłoby znacznie więcej - uważa John Hooper.