"Nie jestem bohaterem" - zaprzecza w rozmowie z "The Daily Telegraph". "Po prostu wykonuje obowiązki służbowe" - dodaje, ale przyznaje, że od tego czasu "dziennikarze budzą go nawet o drugiej w nocy". Jego konfrontacja z rosyjskim wojskiem rozpoczęła się 27 lutego, gdy zamaskowani napastnicy, o których od początku przekonany był, że są (wbrew konwencjom międzynarodowym) nieoznakowanymi rosyjskimi żołnierzami, wkroczyli do jego bazy w Belbeku oświadczając, że "mają rozkazy, aby ją przejąć". "Nie chciałem widzieć bezsensownej rzezi moich żołnierzy" - tłumaczy decyzję o nieodpowiadaniu na agresję. Ale we wtorek podjął postanowienie o powrocie i próbie podjęcia negocjacji z okupującymi bazę wojskami specjalnymi. "To był hazard, to było ryzykowne. Ale pomyślałem: Jesteśmy żołnierzami i mamy swój obowiązek, oni też są żołnierzami i powinni to rozumieć" - mówi w rozmowie z "Daily Telgraph". "Więc miałem nadzieję na osiągnięcie porozumienia" - opowiada. Jego żołnierze zdecydowali się pójść z nim. Ich marsz przerodził się w pełną napięcia pięciogodzinną konfrontację, w której Rosjanie oddali serię strzałów w powietrze - były to pierwsze strzały w trakcie tego fantomowego konfliktu, w którym ukraińscy żołnierze, nie dając się sprowokować, od początku stosują strategię biernego oporu. Marsz do bazy w Belbeku zakończył się tylko małym sukcesem: Rosjanie zdecydowali się pozwolić, aby kilku żołnierzy ukraińskich powróciło do wykonywania codziennych obowiązków patrolowych bez broni. Dalej jednak żołnierze Mamczura zmuszeni są do zajmowania budynków w pobliskiej wsi, podczas gdy bazę lotniczą, między innymi z 45 samolotami Mig-29, zajmują Rosjanie. Mamczur urodził się i wychował w obwodzie czerkaskim położonym w środkowej części Ukrainy. Wstąpił do wojska w młodym wieku i został pilotem. Dwa lata temu dostał promocje na stanowisko dowódcy stacjonującej w bazie lotniczej w Belbeku. Na Krymie mieszka z żoną. "Moja żona jest Białorusinką, mamy przyjaciół w Moskwie, ale rosyjskiej telewizji po prostu nie da się oglądać, same kłamstwa. Jesteśmy w szoku, jak można było w taki sposób postawić brata przeciw bratu" - mówi w rozmowie z "The Daily Telegraph".