W swym czwartkowym komunikacie Pentagon zaznaczył, że ćwiczenia przeprowadzone przez siły zbrojne KRLD polegały na wystrzeleniu szeregu pocisków dalekiego i średniego zasięgu. Rakiety przeleciały 300 km nad Morzem Japońskim, po czym wpadły do wody. W komunikacie podkreślono, że czwartkowe testy nie ograniczyły się do wystrzelenia dwóch rakiet, o czym wcześniej informowało Kolegium połączonych szefów sztabów Korei Płd., bo pocisków było więcej i część z nich to rakiety krótkiego zasięgu. Pentagon dodatkowo powiadomił, że dowództwo amerykańskie pozostaje w ścisłym kontakcie z czynnikami wojskowymi Japonii, której bezpieczeństwo jest najbardziej zagrożone w związku z północnokoreańskimi testami. Rzecznik japońskiego rządu Yoshihide Suga oświadczył z kolei w piątek, że rząd w Tokio zabiega o podjęcie rozmów dwustronnych z udziałem władz Korei Płn. "bez stawiania warunków wstępnych". Ćwiczenia pod dowództwem Kima Koreańska Centralna Agencja Prasowa (KCNA) napisała w swej depeszy, że "towarzysz Kim Dzong Un w dniu 9 maja zapoznał się z planami obrony, a następnie dowodził ćwiczeniami jednostek obrony kraju na odcinku czołowym i na flance zachodniej". "Rzeczywisty pokój i bezpieczeństwo kraju może być zagwarantowane tylko materialną potęgą wojskową, która jest zdolna stanąć w obronie suwerenności" - napisano w komentarzu. KCNA zaznaczyła, że ćwiczenia mają związek z wcześniejszymi rozporządzeniami Kim Dzong Una, który "polecił zwiększenie możliwości uderzeniowych sił zbrojnych KRLD". KCNA twierdzi w swym doniesieniach, że "obecne ćwiczenia prowadzone przez wojsko nie są niczym więcej niż regularnym treningiem, który w żaden sposób nie wpłynął na bezpieczeństwo regionu czy był wymierzony w jakiekolwiek państwo". Taką opinię miał wyrazić jeden z rzeczników ministerstwa spraw zagranicznych KRLD, którego nazwiska nie podano. TASS: Użyto wyrzutni rakietowych dużego kalibru Pociski miały być wystrzelone z poligonu zlokalizowane w prowincji Pjongjang Północny - twierdzi rosyjska agencja TASS. Dodatkowo, agencja ta poinformowała, że północnokoreańskie środki masowego przekazu opublikowały już dokumentację fotograficzną z miejsca ćwiczeń, która pozwala wnosić, że podczas testów użyto wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych dużego kalibru. "Wyrzutnie były umieszczone na pojazdach poruszających się na gąsienicach, a nie na kołach, jak to miało miejsce 4 maja" - pisze TASS. KCNA ze swej strony nie podała, jakich wyrzutni rakietowych użyto podczas testów w czwartek. Sygnał pod adresem USA? Agence France Presse zaznacza w komentarzu, że czwartkowe próby balistyczne Korei Płn. zbiegły się z przybyciem do Seulu specjalnego wysłannika ds. Korei Północnej Stephena Bieguna, co potwierdzałoby opinię, że próby balistyczne były kolejnym sygnałem wysłanym pod adresem Waszyngtonu. Czwartkowy test rakiet przeprowadzony przez reżim w Pjongjangu był prawdopodobnie wyrazem protestu przeciwko polityce Waszyngtonu po fiasku szczytu USA-Korea Płn. w Hanoi - ocenił w czwartek prezydent Korei Płd. Mun Dze In. Wezwał Pjongjang do wstrzymania prób. Pałac prezydencki w Seulu uznał czwartkowy test za "bardzo niepokojący" i poinformował, że szef południowokoreańskiego biura bezpieczeństwa państwowego Czung Uj Jong bacznie obserwuje sytuację. Według południowokoreańskiego wojska pociski zostały wystrzelone z okolic miasta Kusong na północnym zachodzie Korei Płn. W przeszłości startowały stamtąd różnego rodzaju rakiety; przeprowadzono tam m.in. pierwszy udany test międzykontynentalnej rakiety balistycznej (ICBM) Korei Płn. w 2017 roku - przypomina Reuters. Negatywna reakcja Waszyngtonu Ponowne podjęcie przez Pjongjang prób balistycznych spotkało się z negatywną reakcją Wszyngtonu, który twierdzi, że łamanie przez KRLD ograniczeń narzuconych przez RB ONZ ma charakter systemowy - marynarka USA przechwyciła północnokoreański statek z dostawami, które podlegają restrykcjom. "Nikt nie jest szczęśliwy" - ocenił sytuację po testach Korei Płn. prezydent Donald Trump, a pełniący obowiązki ministra obrony USA Patrick Shanahan zapowiedział w czwartek, że Waszyngton użyje wszelkich środków dyplomatycznych, a jeśli te by zawiodły, "będziemy skutecznie zwiększać naszą gotowość do reagowania". Biały Dom chciałby zmusić Kim Dzong Una do wznowienia rozmów. Rokowania między USA i KRLD utknęły w martwym punkcie po zakończonym fiaskiem lutowym szczycie z udziałem prezydenta USA Donalda Trumpa i przywódcy Korei Płn. Kim Dzong Una w Hanoi. Obie strony nie doszły tam do porozumienia w sprawie denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego ani ewentualnego złagodzenia międzynarodowych sankcji gospodarczych nałożonych na Pjongjang.