Europa jeszcze nie otrząsnęła się po śmierci 31 osób w zamachach przeprowadzonych w Brukseli przez samozwańcze Państwo Islamskie. Wśród licznych komentarzy pojawiły się głosy radykalne - mówiono o chylącej się ku upadkowi Europie i o okresie bezprecedensowo niebezpiecznym we współczesnej historii kontynentu. To ostatnie nie jest prawdą. Zarówno liczba zamachów jak i liczba ofiar terroryzmu nie są najwyższe w historii Europy zachodniej. Bardziej burzliwe pod tym względem były lata 70., 80. i 90. Zwłaszcza w latach 70. w Europie mieliśmy do czynienia z autentyczną psychozą w Niemczech, we Włoszech, ale też we Francji czy w Belgii. Zdarzały się takie lata, w których w wyniku zamachów, w samej Europie zachodniej, ginęło ponad 300 osób. Pojedyncze zamachy były mniej krwawe niż obecnie, ale było ich dużo, dużo więcej (źródło: Global Terrorism Database; "Washington Post"). Już w 1961 roku Organizacja Tajnej Armii (OAS), przeciwnicy niepodległości Algierii, wysadzili w powietrze pociąg jadący ze Strasbourga do Paryża. W wyniku zamachu zginęły 24 osoby, a 132 zostały ranne. Zmieniająca się sytuacja w Algierii jeszcze przez kilka kolejnych dekad, aż do lat 90., była przyczyną zamachów we Francji. By zrozumieć, jak niespokojne były to czasy, spójrzmy choćby tylko na rok 1972, wcale nie najbardziej krwawy w tej dekadzie: na pokładzie jugosłowiańskich linii lotniczych wybuchła bomba podłożona przez chorwackich terrorystów; zginęło 27 osób; w lutym w Wielkiej Brytanii eksplozji dokonała IRA; zginęło 7 osób; we Włoszech samochód pułapka zabił trzech policjantów; 21 lipca Wielka Brytania przeżyła "krwawy piątek": IRA zdetonowała 22 bomby; 9 osób zginęło, 130 zostało rannych; 10 dni później eksplozja trzech samochodów-pułapek zabiła w Wielkiej Brytanii 9 osób; podczas olimpiady w Monachium organizacja Czarny Wrzesień doprowadziła do śmierci 11 izraelskich sportowców; dwa tygodnie później ta sama organizacja zabiła izraelskiego dyplomatę; Organizacja Wyzwolenia Palestyny porwała samolot lecący z Brukseli do Tel Awiwu; na szczęście samolot udało się odbić. Jak dotąd dwa najbardziej tragiczne, jeśli chodzi o liczbę ofiar śmiertelnych, ataki terrorystyczne w Europie to: zamach na samolot pasażerski linii Pan American World Airways w 1988 roku (259 ofiar) oraz zamachy w Madrycie z 2004 roku (191 ofiar). Jak to wszystko ma się do wydarzeń, których świadkami jesteśmy obecnie? - Nie mamy do czynienia ze szczególnie niebezpiecznym okresem, ale nie można przekonywać, że sytuacja jest całkowicie pod kontrolą i że nie mamy żadnego problemu - mówi Interii dr Marek Madej z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Ekspert zwraca uwagę, że zamachy w przeszłości miały inną formułę: ich celem byli często wojskowi, policjanci, sędziowie, prokuratorzy, politycy, a dopiero w drugiej kolejności cywile. Tak działali Baskowie z ETA, którzy zabili w ten sposób łącznie 858 osób. - Dopiero teraz, od dekady, mamy przypadki zamachów związane z globalnym ruchem dżihadystycznym. Tu trzeba przyznać, że zamachowcy wykazują się większą determinacją do maksymalizowania liczby ofiar - zauważa dr Madej. - Jak dowodzi przykład Brukseli, są możliwe sytuacje, kiedy służby są w podwyższonej gotowości, a zamachy i tak się zdarzają. Ale nie sądzę, byśmy mieli bardzo dużą eskalację tego rodzaju działań. Ciągle jednak nie przekraczamy progu zagrożenia niedającego się kontrolować. Z drugiej strony trzeba się, niestety, przyzwyczaić, że tego typu zamachy będą się co jakiś czas w Europie zdarzać - zaznacza nasz rozmówca.