- Terroryzm na skrajnej prawicy. To haniebne dla Niemiec. Uczynimy wszystko, by wyjaśnić te wydarzenia i by sprawiedliwości stało się zadość - powiedziała Merkel w wystąpieniu podczas zjazdu Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) w Lipsku. Agencja dpa podała, że Merkel i sekretarz generalny CDU Herman Groehe zgłosili pod obrady zjazdu partii chadeckiej wniosek, który zawiera apel do władz federalnych i krajów związkowych o "intensywne zbadanie", czy możliwa jest delegalizacja struktur skrajnie prawicowych, w tym delegalizacja Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD). Według autorów wniosku ujawniona w minionych dniach seria zabójstw imigrantów w latach 2000-2006 zdemaskowała agresywny prawicowy ekstremizm, który stanowi "poważne i brutalne zagrożenie" dla demokracji i państwa prawa. Główne niemieckie siły polityczne od kilku lat bezskutecznie usiłują doprowadzić do delegalizacji NPD. W 2003 roku Federalny Trybunał Konstytucyjny oddalił wniosek w tej sprawie, gdy okazało się, że część materiału dowodowego przeciwko NPD pochodziła od działających w partii informatorów Urzędu Ochrony Konstytucji. Dyskusja na ten temat powróciła w miniony weekend, po tym gdy niemiecką opinią publiczną wstrząsnęło przypadkowe wykrycie przez policję gangu neonazistów odpowiedzialnego za zabójstwa ośmiu tureckich i jednego greckiego przedsiębiorcy w latach 2000-2006 oraz policjantki z Heilbronnu w 2007 r. Do niedawna policja nie miała pojęcia o istnieniu gangu, złożonego z dwóch mężczyzn i kobiety. Dopiero w zeszłym tygodniu członkini grupy Beate Zschaepe sama zgłosiła się na policję. Wcześniej jej wspólnicy, Uwe Boehnhardt i Uwe Mundlos, popełnili samobójstwo, bojąc się schwytania po napadzie na bank w Eisenach. W tym samym dniu w domu w Zwickau, gdzie mieszkała trójka przestępców, wybuchła bomba. W ruinach policja znalazła broń, a także gotowe do wysłania płyty DVD z 15-minutowym filmem "Narodowosocjalistycznego Podziemia" (NSU) - podał w najnowszym wydaniu tygodnik "Der Spiegel". W nagraniu członkowie gangu oznajmili, że stanowią "narodową sieć towarzyszy, którym przyświeca zasada: czyny zamiast słów". Makabryczny film zawiera zdjęcia zamordowanych sprzedawców kebabów. W niedzielę w Dolnej Saksonii zatrzymano domniemanego wspólnika gangu, a niemiecki minister spraw wewnętrznych Hans-Peter Friedrich przyznał, że działalność grupy to najwyraźniej "nowa forma skrajnie prawicowego terroryzmu". Media piszą o "Frakcji Brunatnej Armii", porównując ugrupowanie z lewacką Frakcją Czerwonej Armii (RAF), która w latach 70. rozpętała w zachodnich Niemczech krwawą kampanię terroru. W poniedziałek minister sprawiedliwości Sabine Leutheusser-Schnarrenberger zapowiedziała w radiu Deutschlandfunk, że w związku ze sprawą neonazistowskiego gangu zbadana zostanie prawidłowość działań niemieckiego kontrwywiadu - Urzędu Ochrony Konstytucji. Jej zdaniem najwyraźniej w tym przypadku zawiodły metody kontrwywiadu. "Wstrząsające jest to, że prawicowi ekstremiści mogli w ten sposób działać w Niemczech, ze strasznymi tego konsekwencjami" - powiedziała minister. Media spekulują, że troje przestępców otrzymało od kontrwywiadu nową tożsamość w zamian za pomoc w infiltrowaniu sceny neonazistowskiej. Dzięki temu przez 14 lat policja nie wpadła na ich trop. Według informacji gazety "Bild" w zgliszczach domu w Zwickau znaleziono też fałszywe dokumenty tożsamości, podobne do tych, które otrzymują agenci służb specjalnych.