Naradę z udziałem premiera, szefów służb specjalnych i szefa prokuratury zwołano po pojawieniu się informacji i zdjęć, że na broni, której użył zamachowiec, znajdowały się napisy po łacinie, w cyrylicy i języku gruzińskim, z nazwami miejsc historycznych bitew, w których odniesiono zwycięstwa przeciw Turkom w czasach imperium osmańskiego. Jeden z napisów to "Wiedeń 1683" - kiedy to polski król Jan III Sobieski zwyciężył w bitwie przeciw wojsku tureckiemu pod wodzą wezyra Kara Mustafy, grożącego podbojem chrześcijańskiej Europy. Po bułgarsku jeden napis upamiętnia zwycięstwo z 1877 r. w wojnie rosyjsko-tureckiej w przełęczy Szipka, a drugi - zwycięstwo nad Turkami podczas wojny bałkańskiej pod Bułairem w 1913 r. U zamachowca znaleziono również nagranie serbskiej piosenki z czasów wojny domowej w latach 90. Jak poinformował Cacarow, 28-letni zamachowiec Brenton Tarrant między 9 a 15 listopada 2018 r. przebywał w Bułgarii, do której przyleciał samolotem z Dubaju. W Bułgarii podróżował samochodem, odwiedził szereg miejsc związanych z historią kraju, a zwłaszcza z walkami Bułgarów o wyzwolenie od trwającej 500 lat niewoli tureckiej. Obecnie służby specjalne sprawdzają, jakie kontakty zamachowiec nawiązywał w Bułgarii i gdzie dokładnie się udał. Wiadomo, że był w Sofii, Błagojewgradzie, Płowdiwie, Asenowgradzie, Baczkowie i Bansko. Służby starają się ustalić, jakie były przyczyny jego podróży. Chodzi o miejsca związane z walkami między chrześcijanami i muzułmanami - podkreślił prokurator. Z Bułgarii Tarrant udał się do Rumunii i na Węgry, a w grudniu ub.r. odwiedził Serbię. W Rumunii podróżował wynajętym samochodem. W Bukareszcie również wynajął samochód do Węgier. Na Bałkanach podróżował także do Bośni i Hercegowiny, Chorwacji i Czarnogóry. Rzeczniczka prokuratury Rumiana Arnaudowa podała, że wiedza zamachowca o historii Bałkanów jest zaskakująco głęboka. Podkreśliła, że Bułgaria, która zdecydowanie potępiła akt przemocy z Christchurch, nie chce, by jej nazwa była w jakikolwiek sposób łączona z tym zamachem. Wcześniej prezydent Rumen Radew i premier Bojko Borisow potępili zamach i przekazali wyrazy współczucia władzom Nowej Zelandii. Ewgenia Manołowa Jacinda Ardern o napastniku Premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern poinformowała w piątek, że mężczyzna, który wziął na siebie odpowiedzialność za ataki terrorystyczne na dwa meczety w Christchurch na wschodzie Nowej Zelandii, nie był "długoterminowym rezydentem" nowozelandzkim i bardzo dużo podróżował po całym świecie. Ardern powiedziała na konferencji prasowej w Wellington, że mężczyzna był obywatelem australijskim, który "przyjeżdżał sporadycznie do Nowej Zelandii i przebywał w tym kraju w różnym czasie". "Nie określiłabym go jako rezydenta długoterminowego" - powiedziała. Premier stwierdziła także, iż terrorysta miał mały arsenał broni półautomatycznej i miał licencję na jej używanie. "Napastnik miał licencję na broń, którą nabył w listopadzie 2017 r." - powiedziała Ardern i dodała: "Mogę zagwarantować, że nasze przepisy dotyczące broni zmienią się".