Funkcjonariusze Frontexu rozmieszczeni na zewnętrznych granicach UE mieli przymykać oko na łamanie praw człowieka, których podobno dopuszczali się pogranicznicy, z którymi współpracowali. Informuje o tym magazyn polityczny "report Muenchen" emitowany na antenie pierwszego programu publicznej telewizji ARD. Dziennikarze powołują się na setki wewnętrznych dokumentów agencji, które analizowali wspólnie z reporterami brytyjskiego dziennika "The Guardian" i niemieckiego portalu Correctiv, który skupia m.in. dziennikarzy śledczych i koordynuje projekty reporterskie na terenie całej Europy. Raporty mają dokumentować "znęcanie się nad migrantami", "szczucie psami", "atakowanie gazem pieprzowym" i "bicie kablem" przez funkcjonariuszy straży granicznej Bułgarii, Chorwacji, Węgier i Grecji. Według ARD, Frontex nie zastosował żadnych środków, by zapobiec tym praktykom. Dziennikarze skonfrontowali to z zarzutami rzecznika agencji Krzysztofa Borowskiego. "Mamy specjalny mechanizm służący do zgłaszania nam przez funkcjonariuszy podobnych przypadków. Kontaktujemy się wówczas z przedstawicielami władz konkretnego państwa, żeby przedyskutować sytuację. Informujemy ich o tym, co się dzieje. Możemy wyciągnąć konsekwencje. Możemy, jeśli to konieczne, przerwać operację" - tłumaczył Borowski. Zaznaczył jednocześnie, że dotychczas taka sankcja nigdy nie została zastosowana. Przewodniczący Forum Konsultacyjnego Frontexu, które nadzoruje przestrzeganie praw człowieka przez agencję, Stefan Kessler jest zdania, że przez brak reakcji instytucja staje się współwinna nadużyć. "Jeśli udział Frontexu prowadzi do łamania praw człowieka, albo kontynuowania tego procederu, to powinien się on wycofać" - mówi w audycji Kessler, który jest również działaczem Jezuickiej Służby na rzecz Uchodźców (JRS), działającej na rzecz przyjmowania migrantów i krytycznej wobec wzmacniania ochrony granic. Dokumenty, na które powołuje się ARD mają dowodzić, że również sami funkcjonariusze Frontexu dopuszczali się łamania praw człowieka. M.in. deportowali oni niepełnoletnich bez obecności rodziców oraz mieli używać kajdanek, kiedy nie było to konieczne. Jeszcze przed emisją programu Komisja Europejska obiecała wyjaśnienie sprawy. "Każda forma przemocy i nadużyć wobec migrantów jest nie do zaakceptowania" - oświadczyła rzeczniczka KE w poniedziałek. Frontex stanowczo odrzucił oskarżenia jakoby jego funkcjonariusze mieli na sumieniu łamanie praw człowieka. W najbliższych latach Frontex ma zostać znacząco wzmocniony. Najpóźniej do 2027 roku ma liczyć 10 tys. funkcjonariuszy. Obecnie jest ich 1500. Wśród przeciwników rozbudowy instytucji jest m.in. Stefan Kessler.