- Nie ma pana na liście - usłyszał Tarasiuk od szefa urzędu Gabinetu Ministrów Anatolija Tołstouchowa, który poinformował, że decyzję taką podjął wicepremier Mykoła Azarow. Opowiadając o tym wydarzeniu dziennikarzom szef ukraińskiej dyplomacji oświadczył, że zaskarży te działania w sądzie. Wcześniej we wtorek prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko wydał dekret, zgodnie z którym zdymisjonowany w piątek przez parlament Tarasiuk pozostanie na swoim stanowisku. Kilkanaście minut po opublikowaniu dekretu prezydenta sam Tarasiuk oświadczył, że decyzja parlamentu została anulowana przez kijowski sąd rejonowy. Zamieszanie wokół dymisji Tarasiuka jest spowodowane niejasnymi zapisami w konstytucji, które weszły w życie na początku roku. Reforma konstytucyjna zmieniła wówczas obowiązujący do tej pory system prezydencko-parlamentarny na parlamentarno-prezydencki. Gdy odwoływano Tarasiuka oświadczył on, że na stanowisko szefa MSZ wysunął go prezydent i tylko on może wnioskować o jego dymisję. - Wyrok sądu w sprawie przywrócenia Tarasiuka był dla nas niespodzianką. Nie ukrywam, że skomplikowało to sytuację - powiedział w rozmowie z polskimi dziennikarzami jeden z czołowych deputowanych rządzącej Partii Regionów Ukrainy Taras Czornowił. Wcześniej Czornowił twierdził, że jego ugrupowanie gotowe jest poprzeć w głosowaniu każdego kandydata, wysuniętego na stanowisko szefa dyplomacji przez prezydenta, oprócz Tarasiuka. - Sam prezydent jest zainteresowany tym, by nie była to osoba konfliktowa - zaznaczył wówczas Czornowił, dodając że najlepszym kandydatem na stanowisko ministra spraw zagranicznych byłby obecny zastępca szefa kancelarii prezydenta Ołeksandr Czałyj.