Według chińskiej telewizji CCTV w poniedziałek plama osiągnęła szerokość od dwóch do siedmiu kilometrów. Powiększyła się kilkakrotnie od niedzieli, gdy płonący przez osiem dni po kolizji z frachtowcem tankowiec Sanchi zatonął. Po pójściu na dno jednostki z miejsca zdarzenia wciąż w niedzielę unosił się czarny dym. W poniedziałek nie widać już oznak pożaru - poinformował rzecznik chińskiego ministerstwa transportu. Plama ropy zagraża "morskiemu ekosystemowi bogatemu w ryby i ptaki" - zaznacza Reuters. Agencja przypomina, że to największy wyciek z tankowca od 1991 roku, gdy 260 tys. ton ropy przedostało się do morza u wybrzeża Angoli. Na miejsce zatonięcia irańskiego tankowca wysłano dwa okręty patrolowe oraz samolot, by "kontynuować poszukiwanie zaginionych członków załogi oraz oceniać rozwój sytuacji" - przekazał rzecznik japońskiej straży przybrzeżnej. Jednak jak podała CCTV, ekipy ratunkowe "wstrzymały poszukiwanie na szeroką skalę zaginionych marynarzy". Według władz w Teheranie nie ma nadziei, że ktokolwiek z załogi statku przeżył. W niedzielę kondolencje rodzinom marynarzy złożył prezydent Iranu Hasan Rowhani. Na pokładzie tankowca znajdowały się 32 osoby: 30 Irańczyków i dwóch obywateli Bangladeszu. W sobotę ratownicy odnaleźli ciała dwóch marynarzy; 9 stycznia znaleziono zwłoki jednego. Przedstawiciele irańskiej firmy, która jest właścicielem statku, mieli nadzieję, że pozostali członkowie załogi przebywali w maszynowni, której mógł nie dosięgnąć ogień. Tankowiec należący do firmy zajmującej się transportem ropy National Iranian Tanker Co przewoził prawie milion baryłek tzw. lekkiej ropy do Korei Południowej. 6 stycznia wieczorem zderzył się z hongkońskim frachtowcem CF Crystal na Morzu Wschodniochińskim na wysokości Szanghaju, w odległości ok. 250 km od wybrzeża. Po kolizji na tankowcu wybuchł pożar. Sanchi podryfował 10 stycznia po południu do wyłącznej strefy ekonomicznej Japonii. Silny wiatr sprawił, że jednostka oddaliła się od wschodnich wybrzeży Chin.