Dwudziestoletnia wojna w Afganistanie, którą postanowili zakończyć Donald Trump i jego następca Joe Biden, rozpoczęła się na początku kadencji George W. Busha w 2001 roku. Wtedy to, po zamachach na World Trade Center, Biały Dom wystosował ultimatum wobec talibów rządzących tamtym państwem i pozwalających, by na jego terytorium szkolili się terroryści. Głównym wrogiem Stanów Zjednoczonych stał się lider Al-Kaidy Osama bin Laden. Taliban odrzucił żądania USA, co sprawiło, że po interwencji Ameryki i jej sojuszników - w tym Polski - utracili władzę. Wtedy też rozpoczęła się, trwająca dwie dekady, obecność wojsk USA i innych państw w Afganistanie. George W. Bush o Afganistanie: Zagrożeni są ci, którzy stali na czele postępu Teraz, gdy talibowie po wycofaniu się Amerykanów obalili afgański rząd, George W. Bush i jego żona Laura postanowili zabrać głos. Była pierwsza para zapewniła, że śledzi aktualne doniesienia dotyczące Afganistanu, których ciężar odczuwają ich serca. "Naród afgański wiele wycierpiał, a Amerykanie i ich sojusznicy z NATO wiele poświęcili" - stwierdzili w specjalnym oświadczeniu. Jak uznali Bushowie, największe zagrożenie ze strony talibów czyha na tych Afgańczyków, którzy jeszcze niedawno stali na czele postępu w ich kraju. "Prezydent Biden obiecał ich ewakuować, podobnie jak amerykańskich obywateli oraz ich sojuszników" - przypomnieli, dodając że Biały Dom ma prawo uprościć wszelkie procedury, aby podczas takich kryzysów, jak na Bliskim Wschodzie prędko ochronić uchodźców."Laura i ja jesteśmy przekonani, że ewakuacja będzie skuteczna, bo przeprowadzają ją wybitni mężczyźni i kobiety z Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych, korpusu dyplomatycznego oraz wywiadu" - dodał prezydent USA w latach 2001-2009. Bush: Młode pokolenia wyznaczą przyszłość Afganistanu Bush przyznał w oświadczeniu, iż wielu z weteranów starć w Afganistanie "ma do czynienia z widocznymi i niewidzialnymi ranami". Zwrócił się do nich, zapewniając, że "każdego dnia" on oraz jego administracja byli "pokorni wobec ich zaangażowania oraz odwagi". "Zlikwidowaliście brutalnego wroga, odebraliście Al-Kaidzie bezpieczne schronienie (w Afganistanie - red.), budując szkoły, wysyłając zapasy i zapewniając opiekę medyczną (cywilom - red.). Uchroniliście Amerykę przed kolejnymi atakami terrorystycznymi, zapewniliście dwie dekady bezpieczeństwa (...). Sprawiliście, że Stany są z was dumne. Z całego serca dziękujemy. Zawsze będziemy szanować wasz wkład" - ocenił George W. Bush.Były przywódca przyznał, iż w obecnej sytuacji "trudno zachować optymizm". Jak jednak zauważył, znaczną większość ludności Afganistanu stanowią osoby poniżej 25. roku życia. Dlatego - w jego opinii - to te pokolenia określą przyszłość ich kraju, podejmując decyzje w sprawie edukacji czy walki o wolność. "Jesteśmy gotowi jako Amerykanie udzielić im wsparcia. Zjednoczmy się wszyscy w ratowaniu życia i modlitwie za obywateli Afganistanu" - podsumowali Laura i George Bushowie. Stanowisko byłego republikańskiego prezydenta miesiąc temu było surowsze wobec Joe Bidena. Jak mówił w lipcowej rozmowie z "Deutsche Welle", obecny przywódca USA "popełnił błąd", wycofując amerykańskie wojska z Afganistanu. Oceniał wówczas, że konsekwencje tej decyzji będą "niewiarygodnie złe", a "afgańskie kobiety doznają krzywdy" i "zostaną pozostawione na pastwę losu, aby zostać zarżnięte przez bardzo brutalnych ludzi (talibów - red.)".