Według informacji gazety, ładunek eksplodował obok jednego z siedmiu jadących w konwoju pojazdów. Strzelec, zabezpieczający wóz na wieżyczce został ciężko ranny. "Nasz Dziennik" zwraca uwagę, że do ataku na konwój doszło dwa dni po wystąpieniu szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego na posiedzeniu sejmowej komisji obrony narodowej, w którym zapewniał, że bezpieczeństwu polskich żołnierzy nic nie zagraża. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by talibowie założyli ładunek tak blisko bazy, zaledwie cztery kilometry od niej. Żołnierz służący na X zmianie Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie mówi "Naszemu Dziennikowi", że talibowie spóźnili się o sekundę i tylko dlatego mina wybuchła tuż koło wozu, a nie pod nim. W przeciwnym razie doszłoby do powtórki tragedii z grudnia, z dużą liczbą ofiar śmiertelnych. Gazeta dodaje, że jak zwykle zawiodły polskie helikoptery, które miały wesprzeć naszych żołnierzy.