Remigiusz Półtorak, Interia: Jak mocno poturbowany wyjdzie Kościół po skandalu pedofilii, który nim teraz wstrząsa? Bernard Lecomte: - Niewątpliwie jest to największy kryzys, z którym Kościół katolicki musi mierzyć się w czasach najnowszych. I to na wielu poziomach - przez to, że trwa już od długiego czasu, że odbija się szerokim echem, że okazało się, iż niektóre przypadki były ukrywane. Wreszcie, przez trudności w znalezieniu właściwych odpowiedzi na ten skandal. To wszystko ma i będzie miało znaczenie. Wie pan z pewnością, jakie poruszenie wywołał ostatnio w Polsce film dokumentalny "Tylko nie mówi nikomu", pokazujący po latach m.in. konfrontacje ofiar ze sprawcami. Księżmi. Ma już grubo ponad 20 milionów wyświetleń w internecie. O czym to świadczy? - To jasny dowód, można powiedzieć - czarno na białym, że polski Kościół nie był i nie jest jakąś wspaniałą wyspą na środku oceanu grzechu, także tak ohydnego, jak w tym przypadku. Tak to odbieram. Od dawna śledzę to, co dzieje się w Polsce i tak naprawdę od czasu apb. poznańskiego Juliusza Paetza, czyli od końca lat 90. wiadomo, że u was też były skandale podobne do tego, co zostało ujawnione w Austrii, Francji czy w Stanach Zjednoczonych z arcybiskupami Groerem, Picanem czy Lawem. Zaskoczyła pana reakcja biskupów - pokazana też symbolicznie za sprawą wielu zamkniętych drzwi - którzy najpierw odmówili udziału w filmie, a potem skierowali do wiernych list wyrażający "wstyd" z powodu tego, co się stało? - Zwróciłem uwagę na coś innego. Nie mam wątpliwości, że respekt, jakim polscy katolicy, mówiąc generalnie, ciągle w znacznym stopniu darzą księży opóźnił to uświadomienie sobie grzechów, z którymi zmagały się już Kościoły w innych krajach. To dobrze, że polscy biskupi zdali sobie wreszcie sprawę z tego, co papież Franciszek nazywa "klerykalizmem". Do Polski ma przyjechać kardynał Scicluna - mający opinię człowieka o twardej ręce w sprawach badających przypadki pedofilii w Kościele - żeby sporządzić raport dla papieża. "Washington Post" pisze nim "emergency investigator", śledczy do spraw nagłych. Co można o nim powiedzieć? - Ojciec Scicluna, kardynał z Malty, został osobiście wybrany przez kardynała Ratzingera, późniejszego papieża Benedykta, w 2002 roku, aby badać sprawę pedofilii w Kościele. Od tamtego czasu wykazał się wyjątkowym opanowaniem i prawością w rozwiązywaniu tego problemu. Było to widać szczególnie w przypadku afery Maciela oraz tego, co działo się w Kościele chilijskim. Dlatego wydaje się naturalne, że Franciszek mu zaufał. Jego zadanie jest jednoznaczne, jakkolwiek patetycznie może to brzmieć: ukazanie prawdy, całej prawdy i tylko prawdy. To jeden z kluczy do przyszłości Kościoła. Wspomniał pan o Chile, gdzie zostały zastosowane drastyczne środki i cały episkopat podał się do dymisji. W Polsce wydaje się to mało prawdopodobne. - Na dzisiaj też tak myślę. Ale trzeba też wziąć pod uwagę, że Kościół w każdym kraju ma swoją historię, swoje dramaty, zdolność, bądź nie, przyznania się do błędów i wyrażenia skruchy. Mówiąc krótko - zerwania z grzechem i rozpoczęcia nowego życia. A co się teraz dzieje za zamkniętymi drzwiami Watykanu? - W bezpośrednim otoczeniu papieża wszyscy już zrozumieli, że trzeba przejść przez tę mękę do końca. Pokazać, że było zło i je wyplenić. Stąd decyzje Franciszka, czasami bolesne. Nie mam też jednak wątpliwości, że ciągle jest wielu księży, którzy myślą, że zmowa milczenia jest ważniejsza, bo kolejne skandale tylko szkodzą Kościołowi. To jest też pytanie o rzekome watykańskie "lobby", które miało ukrywać przypadki pedofilii. Ono istnieje, pana zdaniem? A jeśli tak, jak jest silne? - Według mnie, nie. W takim znaczeniu, o jakim pan mówi. Nie ma jakiegoś specjalnego "lobby" w Watykanie, które by ewidentnie kryło przypadki pedofilii. Natomiast niewątpliwie są wysoko postawieni kardynałowie z rzymskiej kurii, którzy nie dość stanowczo reagowali na rozwiązanie tego problemu przez całe lata i nie widzieli, jakie to może mieć konsekwencje. Wielu biskupów zachowywało się tak samo. Mam wrażenie, że po dwudziestu latach, gdy o skandalach zaczęło się więcej mówić, większość zmieniła nastawienie. Ci, którzy są zwolennikami zachowania tajemnicy i ciągle sprzeciwiają się udostępnieniu archiwów, czyli tak naprawdę dotarciu do prawdy i oczyszczenia, są dzisiaj w mniejszości. Jak w tym wszystkim odnajduje się papież Franciszek? Ma dużą opozycję? - Kiedy w 2013 roku został wybrany, miał przekonanie, że problem jest w miarę opanowany, by nie powiedzieć rozwiązany, dzięki wcześniejszym działaniom Benedykta XVI. Nowe rewelacje, które pojawiły się w ostatnich latach, jeszcze mocniejsze, bardzo go zaskoczyły. Popełnił przy tym błędy, jak na początku w sprawie Kościoła chilijskiego, potem, mówiąc obrazowo, zrozumiał, że trzeba wziąć byka za rogi. Ale np. we Francji ciągnie się sprawa kardynała Barbarina, arcybiskupa Lyonu, oskarżonego za ukrywanie przypadków pedofilii, który został niedawno skazany w I instancji na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu. Mimo to, papież nie przyjął jego dymisji, czekając na koniec postępowania. To kontrowersyjna decyzja. - I trudno zrozumiała. Choć z drugiej strony, można ją w jakiś sposób uznać za rozsądną. Proszę sobie wyobrazić, gdyby papież przyjął dymisję osoby tak wysoko postawionej w Kościele i gdyby, po apelacji, francuski sąd jednak uniewinnił kardynała. A to nie jest wykluczone. Franciszek podejmie więc ostateczną decyzję, jak cała procedura już się zakończy. Przypadki pedofilii, jak powiedzieliśmy, są znane od dawna, także za pontyfikatu poprzednich papieży. Franciszek powiedział właśnie, że Jan Paweł II był w tych sprawach okłamywany, m.in. przy okazji afery z Marcialem Macielem Degollado, założycielem Legionu Chrystusa. - To, że Maciel, osoba obrzydliwa, nadużył zaufania Jana Pawła II, ale też wcześniej Jana XXIII i Pawła VI, nie ulega żadnych wątpliwości. To, że Jan Paweł II zwlekał z posłuchaniem niektórych osób, radzących mu, aby uważał na Maciela, też jest prawdą. W ostatnich latach pontyfikatu, papież Wojtyła, stary i schorowany, był również nadmiernie "chroniony" przez swoje otoczenie. Mam przekonanie, że bardziej niż było trzeba. Pana ostatnia książka, z ubiegłego roku, jest zatytułowana "Świat według Jana Pawła II" ("Le Monde selon Jean-Paul II"). Jak pan patrzy na cały tamten pontyfikat z dzisiejszej perspektywy? - To był wyjątkowy pontyfikat. Teraz widać to jeszcze lepiej. I ze względu na długość, i intensywność. A wyzwań było wiele: walka o prawa człowieka, zmagania z komunizmem, globalizacja Kościoła, bardzo trudne zbliżenie z Żydami. Ale też genialny pomysł ze Światowymi Dniami Młodzieży, otwarcie się na inne wielkie religie. To wszystko powinno pozostać w pamięci z tego pontyfikatu. Z jednej strony, ostatnie skandale wywołały bardzo poważny kryzys w Kościele. Z drugiej, można zauważyć swoisty renesans wiary, widoczny bodaj najbardziej po tym, jak została zniszczona katedra Notre-Dame. Pytanie, czy to rzeczywiście jest zjawisko, które może mieć szersze podstawy i być bardziej trwałe? - Jestem dość sceptyczny. Nie należy bowiem mylić potrzeby odnowy duchowej u pewnej części społeczeństwa, szczególnie wśród młodych i chęci obrony dziedzictwa kulturowego i religijnego w naszej starej Europie. Pożar katedry Notre-Dame pokazał, że dotknęło to nie tylko ludzi wierzących; że społeczeństwo, wręcz cały naród, w swojej różnorodności może zgromadzić się wokół symbolu religijnego. Ale to jeszcze nie oznacza, że francuskie kościoły będą się bardziej wypełniać w niedziele. Rozmawiał Remigiusz Półtorak ***Bernard Lecomte jest francuskim dziennikarzem i pisarzem, był przez wiele lat redaktorem naczelnym "Le Figaro Magazine". W Polsce ukazały się m.in. "Tajemnice Watykanu" (Wydawnictwo Znak). Ostatnia książka, którą wydał to "Le monde selon Jean-Paul II" (Świat według Jana Pawła II, wyd. Tallandier, nie ma polskiego tłumaczenia).***Zobacz również Raport Specjalny Interii Wykorzystywanie seksualne w Kościele:Ks. Kobyliński: Największy wstrząs chyba przed nami O. Żak: Dzielą nas lata świetlne