"Przywódcy 20 państw zgodzili się współpracować w celu ożywienia swych gospodarek, ale odłożyli do przyszłego roku trudniejsze decyzje o tym, jak zreformować regulacje finansowe, co stwarza poważne wyzwanie dla przyszłej administracji Baracka Obamy" - pisze niedzielny "New York Times". We wspólnym komunikacie uczestnicy szczytu w Waszyngtonie postanowili, że należy zwiększyć transparentność rynków finansowych, aby inwestorzy mogli lepiej ocenić nowe, skomplikowane instrumenty finansowe. Uzgodniono też, że trzeba zmierzać w kierunku stworzenia globalnych standardów rachunkowości. Postanowiono wzmocnić nadzór nad firmami oceniającymi wiarygodność kredytową, zwiększyć współpracę między agencjami regulacyjnymi różnych krajów i popierać wymianę informacji między państwami na temat zagrożeń dla stabilizacji rynków. Zapowiedziano powołanie tzw. kolegium nadzorców, kontrolującego największe ponadnarodowe instytucje finansowe, oraz zreformowanie międzynarodowych instytucji finansowych, jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) i Bank Światowy, tak aby odzwierciedlały one większą rolę nowych, rozwijających się krajów w światowej gospodarce. Chodzi tu o takie kraje jak Chiny, Indie i Brazylia - trzy spośród 11 krajów rozwijających się, które brały udział w szczycie oprócz państw klubu G8 - siedmiu największych potęg gospodarczych świata oraz Rosji, a także nie należącej do G8 Australii. W komentarzach podkreśla się, że nie uzgodniono jednak dalej idących posunięć regulacyjnych, które forsował francuski prezydent Nicolas Sarkozy. Chciał on powołania międzynarodowej agencji regulacji rynku finansowego. Sprzeciwia się temu stanowczo administracja USA. Koncepcja "kolegium nadzorców", autorstwa premiera Wielkiej Brytanii Gordona Browna, nie daje temu organowi kompetencji wprowadzania nowych regulacji. Sarkozy proponował także wprowadzenie międzynarodowych restrykcji w odniesieniu do wynagrodzeń dla szefów ponadnarodowych instytucji finansowych. Na szczycie zaznaczono jednak, że takie ograniczenia mogą być jedynie dobrowolne. Szczegóły ustaleń dokonanych w stolicy USA mają być opracowane do marca przyszłego roku i uzgodnione dopiero na kolejnym szczycie 30 kwietnia. Zdaniem niektórych ekspertów, spotkania nie można zatem uznać za zbyt owocne "To banały, które można było uzgodnić bez zwoływania szczytu" - powiedział dziennikowi "New York Times" o wspólnym komunikacie Simon Johnson z Massachusetts Institute of Technology, były główny ekonomista MFW. Inni zwracają uwagę, że we wspólnym oświadczeniu nie wspomniano o kwestii nierównowagi w bilansie handlowym między głównymi mocarstwami gospodarczymi - ogromnym deficycie w wymianie między USA a Chinami - co jest także jedną z przyczyn kryzysu. Za największy sukces szczytu uznaje się wspólną deklarację, żeby wznowić rozmowy o wolnym handlu (runda Dauha) i zamrozić na rok wszelkie posunięcia protekcjonistyczne, które zwykle pogłębiają światową recesję. To ostatnie jednak - zauważa niedzielny "Washington Post" - "może ograniczyć swobodę manewru (prezydenta) Obamy", który wezwał do ratowania zagrożonych bankructwem amerykańskich koncernów samochodowych na koszt podatnika. "Wielu przywódców państw uważa to za formę protekcjonizmu" - pisze dziennik. Podkreśla się wreszcie, że skład szczytu jest odbiciem nowego układu sił ekonomicznych po kryzysie. Wobec osłabienia, zwłaszcza gospodarki, i USA i Europy Zachodniej, obecnie Chiny i Arabię Saudyjską uważa się za najlepiej predestynowane do pomocy biednym krajom dotkniętym kryzysem.