Polacy nie manifestują swojego patriotyzmu na co dzień. Czy dlatego, że się wstydzą, czy może po prostu przestali być patriotami? Biorąc za wzór Stany Zjednoczone - państwo, w którym miłość do ojczyzny i jej uzewnętrznianie posunięte jest momentami do absurdu - rzeczywiście mamy się czego wstydzić. Bóg, honor, ojczyzna Dzień niepodległości Stanów Zjednoczonych to wielka feta. Miliony Amerykanów spotykają się na wspólnych piknikach świętując rocznicę narodzin swojego kraju. W niebo strzelają sztuczne ognie, kurorty na kilka dni pękają w szwach, restauracje notują rekordowe zyski. Jak wszędzie - każdy powód jest dobry, by zarobić. Taki sposób świętowania przyjął się także w Polsce. Oczywiście nie strzelamy z petard z okazji 11 listopada czy 3 maja, ale często (właśnie w maju) wyjeżdżamy, by skorzystać z kilku dni wolnego. Nie ma w tym nic złego. Różnica polega jednak na tym, że wielu z nas w ogóle nie zauważa mijającego święta. Amerykanie bawią się, ale też celebrują 4 lipca. Czasami jest to wręcz śmieszne (dla Europejczyka), kiedy dumny obywatel USA wstaje rano i mówi: "Dzień dobry, niech was Bóg błogosławi, niech błogosławi Stany Zjednoczone Ameryki". Rzeczywiście, można czuć się zszokowanym, ale amerykański patriotyzm jest niezwykle silny. Można go uznać wręcz za fenomen. Mimo całego amerykańskiego indywidualizmu młodzież w USA ciągle wychowuje się w duchu poświęcenia dla narodowej wspólnoty. Na porządku dziennym są tam powiewające przy domach flagi, naklejki na samochodach podkreślające dumę z bycia Amerykaninem. Co więcej, narodowe barwy i symbole znajdują się na każdym kroku. Można je znaleźć na ogromnych banerach reklamowych, koszach na śmieci i dziecięcych śliniaczkach. Hasło "Trwamy zjednoczeni ufając Bogu" nikogo nie dziwi. Taki sposób wyrażania patriotyzmu wydaje się momentami wręcz fanatyczny. Myśląc o tym można złapać się za głowę i pomyśleć, że to kraj zatwardziałych nacjonalistów. I może coś fanatycznego w tym jest, ale Amerykanie czerpią z tego ogromną siłę. Wiedzą co to znaczy być narodem, który w chwili zagrożenia potrafi się zjednoczyć. I nie jest w tym momencie istotne, czy zagrożenie to jest realne. Nareszcie wolne! Czy Polacy też to potrafią? Według profesora Zdzisława Krasnodębskiego z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz uniwersytetu w Bremie, "Polacy wyróżniają się na tle Europejczyków miłością do Ameryki". Nie jest to co prawda miłość odwzajemniona, ale to wydaje się nam nie przeszkadzać. Źródłem takiego podejścia do Stanów Zjednoczonych są bez wątpienia takie wspólne cechy obu narodów jak: religijność i patriotyzm. Czy oznacza to, że jesteśmy zdolni do takich samych zachowań, do tak wyrazistego demonstrowania swojego patriotyzmu? Wydaje się to niemożliwe. Polacy w większości nie kochają swojej ojczyzny. A przynajmniej tak to wygląda. Nie zastanawiają się zbytnio, kiedy wyjeżdżają za granicę w poszukiwaniu lepszej lub jakiejkolwiek pracy. Nie przeszkadza im to, że opuszczają swój kraj. Wielu zapowiada co prawda, że ma zamiar wrócić, ale gdy widzą polskie realia z perspektywy nowego kraju, zmieniają zdanie. Stwierdzają, że nic dobrego ich tu nie czeka. Nikt nie myśli o miłości do ojczyzny. Kiedy zbliża się majowy weekend nie myślimy o tym, jak ważna była dla nas nasza pierwsza konstytucja. Oczywiście na budynkach pojawiają się flagi, kilka tysięcy osób bierze udział w oficjalnych uroczystościach. A reszta? Reszta prawdopodobnie myśli o tym, czy w Zakopanem nie zabraknie miejsc noclegowych i czy w drodze powrotnej będzie korek. Nikt nie namawia, by polski patriotyzm przybrał formę tego zza oceanu. Nie są nam potrzebne takie manifestacje, nie jesteśmy tak zróżnicowanym etnicznie społeczeństwem. Biorąc jednak pod uwagę rosnąca falę uciekinierów z Polski, którzy szukają nowych ojczyzn w Europie, warto się może zastanowić, jak wzmocnić nasz patriotyzm. Jakub Kwiatkowski