Rząd Stanów Zjednoczonych wraz z Organizacją Narodów Zjednoczonych i darczyńcami z Europy organizują dostawy żywności, lekarstw i sprzętu medycznego dla ofiar konfliktu z islamistami. Problem w tym, że nie wiadomo, jaka jego część trafia w ręce potrzebujących, a ile przejmują po drodze dżihadyści. Trasę organizowanego przez zachodnie państwa konwoju do Syrii lub Iraku przedstawił Jamie Dettmer, korespondent thedailybeast.com. Ciężarówki z dostawami dla cywilów mogą wjechać na tereny znajdujące się pod kontrolą Państwa Islamskiego, o ile wcześniej organizatorzy zapłacą islamistom łapówkę. Nawet sowita zapłata dla strażników nie gwarantuje, że żywność i środki medyczne trafią do ofiar konfliktu zbrojnego. Zdarzało się, że dżihadyści sprzedawali zarekwirowane dobra lub wykorzystywali je dla własnych potrzeb, zapewniając leki i jedzenie swoim bojownikom. Co ciekawe czasem organizacje udzielające pomocy muszą zatrudniać islamistów, bo tylko z nimi chcą rozmawiać, m.in. o trasie konwoju, przedstawiciele Państwa Islamskiego. Organizatorzy pomocy humanitarnej zdają sobie sprawę z tego, że ich przesyłki nie zawsze docierają tam, gdzie powinny. Obawiają się jednak, że zaprzestanie pomocy może tylko polepszyć kondycję Państwa Islamskiego. Dżihadyści mogą bowiem wykorzystać ten fakt do celów propagandowych, informując cywilów, że obiecujący im pomóc Zachód ich opuścił. Pośrednia pomoc udzielana islamistom to poważny dylemat natury moralnej. Darczyńcy przesyłają m.in. wyposażenie klinik, z której potem korzystają dżihadyści, ranni w nalotach połączonych sił koalicji. Do niedawna Kurdowie z Syrii, walczący m.in. o utrzymanie kontroli nad miastem Kobane, narzekali na brak pomocy humanitarnej, podczas gdy w innych rejonach kraju trafiała ona w ręce bojowników. Dopiero w poniedziałek rano poinformowano o pierwszych zrzutach z bronią, amunicją i materiałami medycznymi dla Kurdów. DJ Czytaj także: Pierwsze zrzuty broni dla Kurdów w Kobane