Chiny włączyły się dzisiaj do akcji poszukiwania ciał ofiar wczorajszej katastrofy. Ratownikom, walczącym z silnym wiatrem i wysoką, trzymetrową falą, nie udało się do tej pory znaleźć tzw. czarnej skrzynki - zapisów pokładowych. Ekipy pracujące na miejscu katastrofy maszyny tajwańskich linii lotniczych przechwyciły jednak słabe sygnały czarnych skrzynek. W miejsce, gdzie najprawdopodobniej skrzynki się znajdują wysłane zostały okręty marynarki wojennej. Ekipy dochodzeniowe ujawniły też, że Boeing 747 z 225 osobami na pokładzie rozpadł się w powietrzu na cztery części zanim runął do wody. Na pokładzie samolotu znajdowało się 206 pasażerów (w tym troje małych dzieci) i 19 członków załogi. Większość pasażerów pochodziła z Tajwanu, czternastu - z Chin, dwóch - z Singapuru. Jeden z pasażerów był Szwajcarem. Jakkolwiek samolot runął do morza po tajwańskiej stronie Cieśniny, silne prądy przeniosły części wraku i ludzkie szczątki na chińskie wody. Tajwański minister obrony, Tang Yiau-ming podał dzisiaj, że strona chińska zezwoliła marynarce wojennej Tajwanu na prowadzenie poszukiwań także na granicy chińskich wód. Chiny wysłały też na miejsce tragedii dwa holowniki.