Jak podaje Ria Novosti, w Mińsku miało miejsce spotkanie Komitetu Śledczego Białorusi z iracką delegacją. Podczas spotkania strona iracka miała otrzymać "informacje" na temat zdarzeń, które rzekomo rozegrały się na terenie Polski podczas kryzysu granicznego z zeszłego roku. Przypomnijmy, że jesienią ubiegłego roku na polsko-białoruską granicę zaczął napierać tłum migrantów. Ostrzeżenia przed zwożeniem przez reżim Łukaszenki migrantów z Bliskiego Wschodu na Białoruś w celu wykorzystania ich do wywołania kryzysu, pojawiały się już kilka miesięcy wcześniej. Emil Czeczko mówił o zabijaniu migrantów w Polsce W czasie kryzysu na granicy na Białoruś uciekł polski żołnierz Emil Czeczko. Według informacji strony białoruskiej został zatrzymany pod Tuszemlą na Grodzieńszczyźnie, a następnie poprosił o azyl polityczny na Białorusi. Emil Czeczko wystąpił później przed kamerami, opowiadając o rzekomych zbrodniach na migrantach, których mieli się dopuszczać Polacy. Twierdził m.in., że "był zmuszany do zabijania ludzi". Powieszone ciało Emila Czeczki znaleziono 17 marca w jego mieszkaniu w Mińsku. Okoliczności śmierci bada Komitet Śledczy Białorusi. Ten sam Komitet wykorzystuje teraz "rewelacje" dezertera, by oskarżać Polskę o zbrodnie na migrantach z Bliskiego Wschodu. Podczas spotkania z iracką delegacją w Mińsku przedstawiciele Białorusi mieli przekazać, że w Polsce znajdują się "tajne mogiły" migrantów zabitych podczas kryzysu na granicy. Propaganda nabiera rozpędu W raporcie cytowanym przez Ria Novosti pojawia się również informacja o masowych egzekucjach na cudzoziemcach, którzy usiłowali dostać się do naszego kraju przez polsko-białoruską granicę. Komitet powiadomił także o rzekomych torturach, przymusowych deportacjach i aktach okrucieństwa, których mieli dopuszczać się funkcjonariusze Straży Granicznej i stacjonujący na granicy żołnierze. Jak czytamy, Białorusini mieli również powiadomić o odnotowaniu działań przestępczych wobec 135 obywateli Iraku, którzy rzekomo mieli doznać przemocy ze strony polskich służb. Białoruś nie ustaje w propagandowych zabiegach oczerniających Polskę. Reżim nie przyznaje się również do wywołania kryzysu na polsko-białoruskiej granicy, choć z dziennikarskich śledztw wynika, że proceder był odgórnie sterowany. Migranci mieli być mamieni obietnicą przedostania się na terytorium Unii, a po wylądowaniu na Białorusi przewożeni pod granicę i "rzucani" do forsowania przejść. Polska Straż Graniczna cyklicznie pokazuje również nagrania, z których wynika, że białoruscy pogranicznicy biorą udział w przygranicznych prowokacjach.