Dokumenty wskazują, że ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii Jamesa Callaghana przygnębiła lektura poufnego raportu o brytyjskiej zdolności stawienia czoła sowieckiej ofensywie. "Oby Bóg nam pomógł w razie wojny" - powiedział, stwierdziwszy, że zapas rakiet do brytyjskich samolotów bojowych wystarczy tylko na trzy dni, a inne braki w sprzęcie też są poważne. Callaghan, który stał na czele rządu brytyjskiego w latach 1976- 1979, określił tę sytuację jako "skandal". Premier zażądał przeanalizowania zdolności do odpowiedzenia przez Wielką Brytanię na atak po opublikowaniu wcześniejszego raportu rządowego Połączonego Komitetu Wywiadowczego (JIC) o ewentualności sowieckiej ofensywy. "Spodziewam się, że ktoś się zastanowił nad sposobem, w jaki powinniśmy się bronić?" - napisał premier w 1977 r. po przeczytaniu tego raportu. W odpowiedzi szefowie sztabu generalnego opracowali nowy raport, w którym napisali, że Wielka Brytania "nie może odpowiedzieć równorzędnie" na zagrożenia wymienione w raporcie. "W razie ataku nuklearnego rakietami balistycznymi nie dysponujemy innym potencjałem obronnym niż pośrednie odstraszanie naszymi siłami nuklearnymi - napisali w styczniu 1978 r. - Nawet gdybyśmy zostali ostrzeżeni zawczasu, jest mało prawdopodobne, by brytyjska obrona zdołała zapobiec utracie znacznej części baz NATO w Wielkiej Brytanii". Wielka Brytania miała wówczas mniej niż 100 samolotów bojowych (wobec 200 sowieckich).